Zjednoczone Emiraty Arabskie wystrzeliły, z pomocą Japonii, sondę kosmiczną na Marsa, a teraz uruchamiają kolejny prestiżowy projekt. W Baraka, przy granicy z Katarem, ruszył pierwszy blok elektrowni jądrowej, pierwszy także w całym świecie arabskim. Cztery takie bloki w perspektywie zaspokoją 25 proc. lokalnego zapotrzebowania na energię elektryczną i rocznie zaoszczędzą atmosferze tyle, ile emituje 3,2 mln ukochanych tu SUV-ów. Tak przynajmniej z dumą ogłoszono. Emiracką atomówkę buduje konsorcjum południowokoreańskie (konkurencyjny projekt francuski okazał się dużo droższy).
Według ekspertyz Międzynarodowej Agencji Atomowej projekt spełnia najwyższe standardy bezpieczeństwa, ale w regionie nie została przyjęta z czystym entuzjazmem, bo to jednak atom. Katar, lokalny konkurent, ogłosił, że nowa elektrownia „stanowi zagrożenie dla pokoju i środowiska w regionie”. Dwa inne tego typu projekty powstają w Egipcie i Arabii Saudyjskiej. Egipski, wykorzystujący rosyjską technologię (i finansowany przez rosyjski Rosatom), jest bardziej zaawansowany; Saudyjski, który nie ma jeszcze wykonawcy, jest dużo ambitniejszy. Saudyjczycy nie kryją też ambicji, aby podobnie jak Iran, główny wróg znad Zatoki, móc wzbogacać uran, ze wszystkimi tego konsekwencjami.