Pożar na wyspie Lesbos, w największym obozie dla uchodźców w Europie, przypomniał w dramatyczny sposób o tym, o czym – oprócz organizacji pozarządowych – mało kto już chciał pamiętać. W ośrodku na krańcach Unii, 9 km morzem od Turcji, planowanym na 4 tys. osób, gnieździło się 12,7 tys. uchodźców z 70 krajów, głównie z Afganistanu i Syrii, wszystko – sprawy w toku procedur azylanckich, niektóre od pięciu lat. Chodziło o to, aby ich tu zatrzymać przed dalszą drogą do czasu rozstrzygnięć, potem ewentualnie odesłać do Turcji.
Polityka
38.2020
(3279) z dnia 15.09.2020;
Ludzie i wydarzenia. Świat;
s. 10