W kilku miejscach w Azji Południowej protesty przybierają bliźniacze formy – kolorowych festynów, udrapowanych symbolami z kultury masowej, za pośrednictwem mediów społecznościowych podpisujących się pod podobną listą żądań. Stąd do jednego zbioru wrzucili się przeciwnicy chińskiego zamachu na resztówkę demokracji w Hongkongu, zwolennicy niepodległości Tajwanu i ostatnio Tajowie zbuntowani przeciw skostniałym porządkom społecznym.
Zbiór nazwali stowarzyszeniem mlecznej herbatki. Nazwa jest nawiązaniem do zwyczajów Azji Południowej, gdzie herbatę z mlekiem pija się chętnie i w różnych formach. W poetyce i przesłaniu ruchu mają odnajdywać się i dysydenci z kilkudziesięcioletnim stażem, i zwykłe dzieciaki. Bo także one potrafią odróżnić dobre rządy od politycznej grafomanii.
Wrześniowe marsze w Tajlandii mają być kulminacją trwających od lipca bezprecedensowych protestów. Ich organizatorzy, wywodzący się m.in. z ruchów studenckich, liczą, że dziesiątki tysięcy ludzi na ulicach i placach Bangkoku zbudują polityczną masę krytyczną. Tak dużą, że zmusi ona władzę do nowych, tym razem wolnych wyborów, demokratycznych zmian w konstytucji oraz zakończenia prześladowań krytyków rządu.
Marszałek Foo Foo
Wśród protestujących znalazł się też Arnon Nampa, adwokat od praw człowieka i jak się później okazało – jeden z przywódców ruchu. Na demonstracji z początku sierpnia w przebraniu Harry’ego Pottera domagał się reform instytucji monarchii, by bardziej przystosować ją do zasad demokracji. Po zatrzymaniu oskarżono go o działalność wywrotową, za co można dostać nawet siedem lat więzienia. Dorzucono także mniejsze przewinienia, w tym złamanie zakazu zgromadzeń, podburzanie do przemocy itd.
Mogłoby się zrobić jeszcze poważniej, gdyby Arnonowi dodano paragraf o obrazie królewskiego majestatu – kolejne 15 lat.