Może Berlin, może Warszawa, może Moskwa, fajnie by było do Europy – mówił Aziz, fryzjer z Biszkeku, stolicy Kirgistanu – ale tak naprawdę chciałbym żyć u siebie, tylko żeby tu normalnie było. Aziz jest gejem i nawet niespecjalnie to ukrywa: maniery ma w klimacie gejowskiej extravaganzy, i trudno by go sobie było, na przykład, wyobrazić w rządzonych dyktatorsko sąsiednich Uzbekistanie czy Turkmenistanie, gdzie homoseksualizm jest nielegalny. W sześciomilionowym Kirgistanie geje również nie mają lekko: społeczna i instytucjonalna niechęć, stygmatyzacja, ostracyzm czy nawet przemoc fizyczna to dość standardowy zestaw ich problemów. Ale jednak już sama atmosfera Biszkeku, stolicy kraju, który w regionie uchodzi za jeden z niewielu bastionów w miarę działającej demokracji, sprawia, że Aziz nie czuje się tu aż tak bardzo na celowniku.
Na pierwszy rzut oka Uzbekistan – czy sąsiedni Kazachstan – prezentują się o wiele lepiej. W Uzbekistanie trwa gigantyczna akcja rozwojowa: miasta są odnawiane, rozbudowywane i nawet kolorowo podświetlane, by robiły odpowiednie wrażenie. W Kazachstanie zyski z ropy naftowej finansują gigantyczne nakłady infrastrukturalne, na północy kraju, w zimnych stepach, zbudowano nową, efekciarską stolicę – Astanę. Słowem, widać, że Azja Środkowa to już strefa chińskiego rozmachu, i że to za Chinami, nie za Zachodem, truchta ten region. Brak demokracji i swobód, za to dużo nowego asfaltu, budynków i kolorowych świateł.
Pieniądze dla polityków i bogaczy
Kirgistan jest zupełnie inny. – Kirgizja to jest Uzbekistan, ale przed dwudziestoma laty – mówi handlarz z uzbeckiego Andiżanu, miasta, które piętnaście lat temu było świadkiem masakry dokonanej przez siły rządowe na protestujących, a dziś – świeci fasadami nowych budynków i czerni się asfaltem jak spod igiełki.