Spotykamy się kilkanaście godzin po ogłoszeniu wyników. Tatuaż na dekolcie mojej rozmówczyni zaświadcza, że jest fanką Metalliki. – Mam na ciele wiele cytatów z utworów tej grupy. Na przedramionach mam też szachy i portret Bukowskiego – mówi. Nie ukrywa, że zwycięstwo ją zaskoczyło. – Moja kampania była bardzo skromna. Z własnej kieszeni wydałam 1400 euro. Poza tym gdyby nie mój mąż Daniel, który od ponad dwóch lat jest na tacierzyńskim, nie byłoby mnie w polityce – przekonuje Ewelina Dobrowolska, Polka i posłanka elektka do litewskiego Sejmu.
W pierwszej turze wyborów parlamentarnych 11 października największe, bo 25-proc. poparcie zyskał opozycyjny konserwatywno-liberalny Związek Ojczyzny – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci. Wygrał z rządzącym dotychczas centrowo-agrarnym Litewskim Związkiem Chłopów i Zielonych oraz z Partią Pracy. Natomiast pod 5-proc. progiem wyborczym znalazła się m.in. Akcja Wyborcza Polaków na Litwie – Związek Chrześcijańskich Rodzin i może liczyć tylko na kilka mandatów z okręgów jednomandatowych (Litwa ma mieszaną ordynację wyborczą).
Prorosyjscy Polacy
Słabsze wyniki partii Waldemara Tomaszewskiego nie są niczym nowym. Jego partia od lat reprezentuje konserwatywnych i prorosyjskich wyborców polskiego pochodzenia, dlatego w kampanii postawił on wyraźnie na promoskiewską retorykę. Ale przeliczył się, bo poparcie dla jego partii w Kłajpedzie i Wisaginii, dużych skupiskach Rosjan, ani drgnęło. Stracił natomiast głosy wielu litewskich Polaków. W rejonach wileńskim i solecznickim, którymi AWPL rządzi niezmiennie od początku lat 90., straciła 20 proc. poparcia. Podobnie w rejonach trockim i święciańskim, gdzie współrządzi.
Sporym zaskoczeniem w tych wyborach jest 9-proc.