Napięcie między Paryżem i Ankarą, i szerzej – światem islamskim, osiągnęło już taki poziom, że Emmanuel Macron postanowił zrobić krok wstecz. W sobotnim wywiadzie dla stacji Al Dżazira prezydent Francji znów oskarżył Recepa Tayyipa Erdoğana o „wojowniczość” wobec sojuszników z NATO. I zapowiedział, że napięcia można ograniczyć, jeśli prezydent Turcji „okaże szacunek” i „przestanie kłamać”. Starał się jednak uspokoić nastroje na Bliskim Wschodzie, gdzie – na wezwanie Erdoğana – wybuchły antyfrancuskie zamieszki.
Kryzys w relacjach między Paryżem i Ankarą osiągnął stan wrzenia w zeszłym tygodniu, gdy turecki prezydent zaczął publicznie podważać zdrowie umysłowe francuskiego kolegi. Zaczęło się pod koniec września, gdy islamski radykał zranił nożem dwie osoby przed redakcją magazynu „Charlie Hebdo”, w którym pięć lat temu opublikowano karykatury Mahometa (wtedy Erdoğan przekonywał, że Francuzi sami sobie są winni). W październiku pod Paryżem kolejny islamista odciął głowę nauczycielowi, który pokazał na lekcji wspomniane karykatury. W zeszłym tygodniu młody Tunezyjczyk zasztyletował trzy osoby w nicejskim kościele i w jego okolicy.
W reakcji, jeszcze na początku października, Macron ogłosił plan walki z „islamskim separatyzmem”, aby „uwolnić islam we Francji od zagranicznych wpływów”. Erdoğan nie pozostał mu dłużny i wezwał muzułmanów na całym świecie do antyfrancuskich protestów i bojkotu francuskich towarów. Macrona nazwał współodpowiedzialnym za karykatury i wzrost napięć we Francji. Ten spór nakłada się na konflikt interesów Paryża i Ankary w Libii, Syrii oraz na wschodnim Morzu Śródziemnym, gdzie Francja stanęła po stronie Cypru, a przeciwko Turcji.