Prezydent Hashim Thaçi podał się do dymisji na wieść, że upomniał się o niego międzynarodowy trybunał w Hadze. Oskarżenie jest poważne: zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości podczas konfliktu z Serbią w latach 1998–99. A konkretnie odpowiedzialność za śmierć stu osób: Serbów, Romów i lokalnych przeciwników politycznych. Thaçi był jednym z komendantów partyzanckiej Armii Wyzwolenia Kosowa (UCK), walczącej o oderwanie od Serbii. Konflikt był brutalny i krwawy, zginęło wówczas 13 tys. osób, a sporowi położyły kres dopiero kontrowersyjne bombardowania Serbii przez siły NATO pod dowództwem USA.
Dwumilionowe Kosowo zamieszkane głównie przez Albańczyków, ale też z istotną serbską mniejszością, ogłosiło niepodległość w 2008 r., a Thaçi stał się jednym z bohaterów narodowych, ojców wyzwolicieli. Został pierwszym premierem, a potem prezydentem i uczestniczył w pracach nad powołaniem trybunału, który go teraz oskarża. Utworzona w 2015 r. pod auspicjami Unii i Ameryki za Obamy Specjalna Izba Sądowa ds. Kosowa (KSC) w Hadze ma międzynarodowych sędziów, ale jest organem kosowskiego wymiaru sprawiedliwości. Została niejako wymuszona na Kosowie i miała posłużyć do rozliczeń z czasami wojny jako wstępu do rozmów z NATO i Unią.
Oskarżenia od adresem Thaçiego wypłynęły już w czerwcu, dokładnie kiedy leciał do Waszyngtonu na rozmowy pokojowe z prezydentem Serbii Aleksandrem Vučiciem, odbywające się pod patronatem Donalda Trumpa (i za plecami Unii). Brukselska interpretacja głosi, że trzeba się było z oskarżeniem spieszyć, aby prezydent Kosowa, w zamian za ustępstwa wobec Serbii, nie załatwił sobie z Trumpem bezkarności. Wcześniej, jeszcze w 2011 r., był wstrząsający raport szwajcarskiego senatora Dicka Marty’ego dla Rady Europy, który opisywał zbrodnie i barbarzyństwa popełniane przez UCK podczas konfliktu z Serbami; do tej pory oskarżana była o nie tylko strona serbska.