Wykres zakażeń koronawirusem w Niemczech z ostatnich dwóch miesięcy przypomina zygzak. Linia idzie raz w górę, raz w dół, a zakres wartości, jakie osiąga, jest ogromny: od nieco ponad 3 tys. zachorowań 15 listopada do aż 32 734 przypadków 10 grudnia. Systematycznie rośnie też liczba zgonów (10 grudnia odnotowano 604). Mimo wprowadzenia częściowego lockdownu 2 listopada Niemcom, którzy z pierwszą falą pandemii radzili sobie lepiej niż większość kontynentu, nie udało się spłaszczyć obu krzywych.
Niemcy zaostrzają restrykcje
Dlatego kanclerz Angela Merkel zapowiedziała wdrożenie od 16 grudnia nowych, ostrzejszych restrykcji. Czynne będą tylko sklepy uważane za placówki pierwszej potrzeby – głównie apteki i sklepy spożywcze. Otwarte pozostaną banki i oddziały firm ubezpieczeniowych. Przed świętami nikt za naszą zachodnią granicą nie będzie mógł pójść do fryzjera czy masażysty, skorzystać z usług kosmetyczki czy zrobić tatuażu. To znów duży cios dla sektora usług, biorąc pod uwagę, że od sześciu tygodni nieczynne są restauracje, bary, puby, dyskoteki i kawiarnie.
Na mocy nowych regulacji w domach pozostaną też dzieci w wieku szkolnym. Zamknięcia placówek nie przewidywał co prawda dekret z listopada, jednak w niektórych częściach kraju władze regionalne i tak już wcześniej wysłały dzieci na nauczanie zdalne. Rząd federalny radzi też pracodawcom, by pozwolili pracownikom wykonywać obowiązki z domu.
Nowe restrykcje mocno odbiją się na świąteczno-noworocznych rytuałach. Merkel zadecydowała o wprowadzeniu zakazu sprzedaży fajerwerków i środków pirotechnicznych, co ma zniechęcić obywateli do gromadzenia się. Na święta ani nie otworzy stoków, ani nie zdejmie rządowych rekomendacji odradzających Niemcom wyjazdy na narty do innych krajów, zwłaszcza Austrii i Szwajcarii. Jeśli dodać do tego fakt, że w ostatnich dniach służby publiczne doprowadziły do zamknięcia wielu z i tak nielicznych w tym roku stoisk z grzanym winem i innymi świątecznymi produktami (najczęściej nie spełniały norm sanitarnych), a nowe przepisy całkowicie zakazują sprzedaży alkoholu na świeżym powietrzu, łatwo sobie wyobrazić, że tegoroczne święta nie będą obchodzone ze specjalnie wielkim entuzjazmem.
Co więcej, nowy lockdown nie musi się skończyć wraz z nadejściem nowego roku. Wręcz przeciwnie, władze federalne podkreślają, że choć ostry reżim wprowadzono na razie do 10 stycznia (wtedy też, przynajmniej częściowo, otwarte mogą zostać stoki), to nie ma żadnej gwarancji, że nie zostanie przedłużony. Helge Braun, szef kancelarii Angeli Merkel, zapowiedział, że całościowe poluzowanie restrykcji zaraz po 10 stycznia jest mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że „styczeń i luty to zawsze trudne miesiące pod względem chorób układu oddechowego”. Rząd federalny przygotowuje się na kolejne uderzenie pandemii, zamraża gospodarkę i czeka. Na rozwój wydarzeń, ale też na decyzję unijnej Europejskiej Agencji Leków w sprawie dopuszczenia do obrotu szczepionki konsorcjum Pfizer/BioNTech.
Czytaj też: Niezwykła historia odkrywców szczepionki na covid
Francuska godzina policyjna
Nieco bardziej optymistycznie w przyszłość patrzą Francuzi. 15 grudnia ma zostać zniesiona kolejna część restrykcji wprowadzonych na początku listopada. Choć prezydent Emmanuel Macron początkowo zarzekał się, że poluzowanie reżimu nastąpi, gdy dzienna liczba przypadków na stałe spadnie poniżej 5 tys., a Francja wciąż tak niskiego poziomu nie osiągnęła, to przerwa świąteczna nad Sekwaną ma szansę być przyjemniejsza niż w Niemczech.
Co prawda 13 grudnia odnotowano w kraju ponad 11,5 tys. nowych zakażeń, ale wcześniej zdarzały się dni z liczbą poniżej progu ustalonego przez rząd. Najpierw, jeszcze w listopadzie, rozszerzył on obszar, po którym Francuzi mogli swobodnie się przemieszczać, na 20 km od miejsca zamieszkania. Ponownie otwarto wszystkie sklepy i galerie handlowe. Teraz ograniczenia przestrzenne zastąpione zostaną godziną policyjną od 21 do 7. Naruszać ją będzie można tylko w ściśle określonych przypadkach dotyczących zagrożenia życia lub koniecznych podróży zawodowych.
Godzina policyjna zostanie zniesiona tylko na dwa dni: wigilię i sylwestra. Wtedy Francuzi będą mogli spotykać się praktycznie bez ograniczeń, choć wielkie imprezy publiczne są nadal zakazane. Otwarte od 15 grudnia będą z kolei muzea i galerie sztuki. Francuskie dzieci szkół nie opuściły nawet przy poprzednim, listopadowym lockdownie, w przeciwieństwie do studentów – ci na uczelnie wrócą najwcześniej w lutym. Obecne restrykcje zniesione zostaną 20 stycznia, i to też pod warunkiem, że krzywa zachorowań znów nie wzbije się ponad poziom 5 tys. zakażeń na dobę.
Zamrze życie we Włoszech?
Nowe ograniczenia przed okresem świątecznym poważnie rozważają też Włosi. Po wzroście zachorowań i zgonów z początku grudnia bardzo prawdopodobne jest, że na święta rząd w Rzymie wprowadzi punktowo całkowity lockdown. W tych częściach kraju, które władze zakwalifikują jako strefy czerwone, życie między 24 grudnia a 2 stycznia może zamrzeć jak wiosną.
W tej chwili żaden region nie znajduje się w tej sytuacji – wszystkie są na pandemicznej mapie pokolorowane na żółto albo pomarańczowo – jednak zwłaszcza w Toskanii i Kampanii przypadków wciąż przybywa. Jeśli nie uda się ich ograniczyć przed wigilią, mieszkańców tych części kraju czeka najpewniej godzina policyjna, zamknięcie restauracji, kawiarń oraz sklepów niesprzedających produktów pierwszej potrzeby.
Litwa też się zamyka
Intensywną walkę z wirusem prowadzą też mniejsze kraje, w tym sąsiadująca z Polską Litwa, gdzie ostrzejszy reżim sanitarny obowiązywać będzie od 16 grudnia. Uczniowie i studenci zostaną odesłani na nauczanie zdalne, sklepy i centra handlowe (poza aptekami, sklepami medycznymi i spożywczymi) będą zamknięte, rząd w Wilnie wprowadza też znaczące ograniczenia w poruszaniu się.
Opuścić miejsce zamieszkania można właściwie tylko w celach zawodowych, sytuacjach wymagających interwencji medycznej lub w przypadku podróży do należącej do tego samego właściciela nieruchomości. Władze starają się łagodzić obraz – minister obrony narodowej Arvydas Anušauskas tłumaczył na konferencji prasowej, że nowe ograniczenia to „nie godzina policyjna, a apel do sumień” o niewychodzenie z domu bez potrzeby. Niewielu to jednak uspokaja, skoro z Wilna dochodzą komunikaty, że choć restrykcje mają obowiązywać do 3 stycznia, to mogą zostać przedłużone. Litwa, podobnie jak reszta Europy, jeszcze nie wygrała z pandemią. Dlatego tę sinusoidę luzowania i zaostrzania reżimu sanitarnego będzie obserwować zapewne jeszcze przez wiele miesięcy.
Czytaj też: Europa zaczyna szczepić na koronawirusa