Jezus był wędrownym kaznodzieją, za którym szły gromady biednych i wykluczonych. Nie był katolikiem, biskupem, kardynałem czy papieżem. Był żydowskim nauczycielem gotowym do krytyki ówczesnego judaistycznego establishmentu. Nie był rewolucjonistą politycznym ani przywódcą niepodległościowego buntu przeciwko okupacji Izraela przez Rzymian. Głosił nowe prawo, nakazujące miłować bliźniego, oraz nadejście „królestwa Bożego”. Maluczcy mieli w nim znaleźć bezpieczeństwo i godność.
Jego kazania i cuda gromadziły wokół niego ludzi, którzy czuli się „gorszym sortem” i szukali sprawiedliwości. Gdy zmarł, jego wspólnota się nie rozsypała. Jej członkowie starali się żyć jak Jezus: w ubóstwie i prostocie. Zarazem żyli w intensywnym oczekiwaniu zapowiadanego przez niego Królestwa Ducha. Sądzili, że nadejdzie wkrótce, więc nie zawracali sobie głowy tworzeniem jakichś rozbudowanych hierarchii i struktur.
Gmina
Gmina jerozolimska, stworzona przez Żydów, którzy uznali Jezusa za obiecywanego przez judaizm Mesjasza, liczyła kilka tysięcy wiernych. Dziś Kościół rzymskokatolicki skupia ponad miliard osób, ma ponad 400 tys. księży, 600 tys. zakonnic i ponad 5 tys. biskupów. Ten kolektyw obejmuje osoby z różnym społecznym rodowodem i wykształceniem, wywodzi się z różnych kultur, narodów, ras, mówi prawie wszystkimi językami świata. Są wśród nich ludzie dobrzy i źli, ideowi i cyniczni, szczerzy i obłudni. Jedno, co ich łączy, prócz deklarowanej wiary katolickiej, to działanie w ramach pewnego systemu.
Kasta
Poddani jego mechanizmom, treningowi, dyscyplinie wyrabiają w sobie lojalność wobec systemu i wobec hierarchicznej władzy, która nimi zarządza. Sami ten system współkształtują i umacniają. Kolektyw staje się kastą na kształt braminów w dawnych Indiach.