Chińska partia komunistyczna obchodzi stulecie. Początki były skromne, na kongres założycielski zwołany w lipcu 1921 r. na pokładzie stateczku wycieczkowego przyjechało raptem 12 osób. Dziś KPCh to 92 mln członków, pełnia sprawowanej totalitarnymi metodami władzy i wciąż perspektywy państwa pretendującego do pozycji przodującego mocarstwa.
W drugim roku pandemii chroniące się przed jej nawrotem Chiny będą potrzebne globalnej gospodarce, ich PKB ma rosnąć o 8–9 proc., w tempie sprzed zarazy. Sprzyjać ma przełożenie energetycznej wajchy, wymuszone zobowiązaniem o neutralności klimatycznej do 2060 r. oraz pogonią za innowacją i wydajnością, o które trudno, opierając się na prądzie z węgla. Ruszający wiosną 14. już plan pięcioletni żegna go bez żalu i stawia m.in. na energię ze słońca. Na taką skalę, że fabryki paneli fotowoltaicznych będą potrzebowały znacznie większych mocy i pewnie nowych technologii.
Im Chiny potężniejsze i bardziej asertywne, tym większe budzą obawy sąsiadów z całej Azji i przygasającego Zachodu. Gotowość bojową ma osiągnąć drugi lotniskowiec, a rozmaici eksperci ścigają się na zapowiedzi rychłej inwazji na Tajwan. Z drugiej strony demonstracje siły bywają często odzwierciedleniem własnych strachów. Chiny działają w cyklach, po okresach otwarcia i liberalizacji przychodzi czas centralizacji i represji – ten ostatni trwa rekordowo długo, już blisko od dekady ery Xi Jinpinga. Jego styl i dążenie do dożywotniego jedynowładztwa ma być swoistą odpowiedzią na kryzysy trapiące partię, w tym wewnętrzną opozycję, i dyżurny lęk przed wysadzeniem z siodła przez obywateli rozczarowanych efektami rządów komunistów.