Świat

Wolność dla Nawalnego

„Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. AP Photo/Dmitri Lovetsky / East News

W ostatni weekend rosyjskie władze pierwszy raz oficjalnie przyznały, że wiedzą, kto to jest Aleksiej Nawalny. Ale potrzeba było do tego największych od kilkunastu lat protestów w ponad stu rosyjskich miastach. Były one odpowiedzią na aresztowanie lidera rosyjskiej opozycji zaraz po powrocie z Niemiec, gdzie dochodził do siebie po próbie otrucia go przez rosyjskie służby. W sobotę na ulice wyszło ponad 40 tys. Rosjan: od liberałów do nacjonalistów. Władze mówią o zaledwie 4 tys. demonstrantów, ale jednocześnie oficjalne dane – o ponad 3,5 tys. aresztowanych. Protestowała nie tylko Moskwa i pogrążona w ciężkim mrozie Syberia, ale również lojalne miasta południowej Rosji, jak Krasnodar. Opozycja zapowiada powtórkę w najbliższy weekend.

Kreml wyraźnie się zestresował. Jego przedstawiciele jeszcze dwa miesiące temu udawali, że Nawalny nie istnieje, później nazywali go „berlińskim pacjentem”. W końcu na grudniowej konferencji prasowej do sytuacji Nawalnego odniósł się z lekceważeniem sam Władimir Putin, którego notowania szorują po historycznym dnie. W niedzielę po demonstracjach doszło do zmiany strategii. Rzecznik Kremla pojawił się w państwowej telewizji w najlepszym czasie antenowym, aby zaprzeczyć, że Putin jest właścicielem nadczarnomorskiej posiadłości 40 razy większej niż Monako – kilka dni wcześniej fundacja Nawalnego opublikowała na ten temat dokument, który na YouTube do poniedziałku 25 stycznia miał już ponad 85 mln odsłon. W innym programie kolejny propagandzista zarzucił Nawalnemu „polityczną pedofilię”, bo w jego obronie demonstrują głównie młodzi.

Władze obawiają się, że jeśli teraz – mrozem i pałką – nie uda się szybko wyciszyć protestów, to w lepszych warunkach klimatycznych, przed wrześniowymi wyborami do Dumy, sytuacja może się wymknąć spod kontroli.

Polityka 5.2021 (3297) z dnia 26.01.2021; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 10
Reklama