Trudno o bardziej symboliczny wspólny projekt: w węgierskiej miejscowości Fényeslitke, niedaleko granicy z Ukrainą, na 125 ha powstaje „chińska brama wjazdowa do Unii”. Tak z emfazą nazywany jest kontenerowy terminal kolejowy, „największy i najbardziej nowoczesny w Europie”, obsługujący pociągi towarowe, przybywające tu po szerokich torach po dwóch tygodniach podróży z Chin, via Rosja i Ukraina. Inwestycja ma charakter prywatny, głównym udziałowcem jest Rusłan Rachimkułow, syn miliardera Megdeta Rachimkułowa, który fortunę zdobył w Gazpromie, a po rozmaitych fuzjach i przejęciach nad Dunajem, także w sektorze bankowym, został najbogatszym Węgrem (zanim w 2008 r. wrócił do Rosji).
Inny projekt, budowane za chiński kredyt połączenie kolejowe Budapesztu i Belgradu, ułatwi transport chińskich towarów z Pireusu, portu pod Atenami kupionego zresztą przez Chińczyków. Tu z kolei wśród beneficjentów kontraktu pojawia się nazwisko Lorinca Mészarosa, kolegi z klasy Viktora Orbána, aktualnie węgierskiej fortuny nr 1. Węgry, obok Serbii, a także Grecji i Włoch, to najbardziej sprzyjające dziś Chinom kraje w Europie. Dla Orbána wzorowe stosunki z Pekinem – jak i z Moskwą – to przede wszystkim element gry z Brukselą. Huawei nie ma tu problemów z budową sieci 5G, Lenovo otwiera pierwszą w Europie fabrykę laptopów, swoją europejską premierę będzie tu też miała Sinovac, czyli chińska szczepionka na Covid-19.
Będzie też pierwszy w Europie chiński uniwersytet, filia uniwersytetu Funan, który jest dokładnie na setnej pozycji listy szanghajskiej, najlepszych uczelni świata. Umowę podpisano w grudniu. Kampus, powstający w południowej części stolicy, ma przyjąć 5–6 tys. studentów i 500-osobową kadrę; będzie się tu studiować ekonomię, stosunki międzynarodowe, medycynę i nauki techniczne.