Czwarty w historii Birmy – Mjanmy, jak się ją dziś oficjalnie nazywa – pucz był jednak zaskoczeniem. Chociaż napięcie między cywilnym rządem 75-letniej Aung San Suu Kyi a wszechpotężną armią narastało od jakiegoś czasu, wydawało się, że obie strony się dogadają. Pomruki wojskowych interpretowano jako próbę poprawy pozycji negocjacyjnej. Kto przeprowadza zamach stanu, ogłaszając to na konferencji prasowej? W birmańskiej wersji „wejdą, nie wejdą?” stawiano na to drugie. A jednak weszli, 1 lutego.