Amerykańscy Republikanie upodabniają się do partii, która niepodzielnie rządziła w PRL – ideologia staje się fasadą, liczy się tylko dyscyplina, jedność i lojalność wobec przywódcy. Wskazuje na to pozbawienie Liz Cheney fotela przewodniczącej Konferencji Republikanów w Izbie Reprezentantów, trzeciego stanowiska w partyjnej hierarchii w Izbie. Cheney, córka byłego wiceprezydenta, ma referencje nieposzlakowanej konserwatystki, głosowała zawsze za cięciami podatków, deregulacją biznesu i innymi kanonami programu Republikanów. Za rządów Trumpa popierała ponad 90 proc. jego inicjatyw. Popełniła jednak grzech niewybaczalny – po szturmie trumpistów na Kapitol zagłosowała za impeachmentem byłego prezydenta i odtąd stale potępia go za łamanie konstytucji, szerzenie kłamstw i podżeganie do przemocy. A Trumpa, wciąż wielbionego przez większość Republikanów, nie wolno atakować.
Zwolnione przez Cheney stanowisko zajęła 36-letnia absolwentka Harvardu Elise Stefanik, z czeskimi korzeniami. Młoda kongresmanka głosowała przeciw funduszom na mur Trumpa, obniżkom podatków, osłabianiu ochrony środowiska i uchodziła za polityka bliskiego Demokratom. Zrobiła jednak woltę, zażarcie broniąc Trumpa przed impeachmentem, i przyłączyła się do falangi ultrasów podważających legitymację Joe Bidena do rządzenia. To w tej chwili w partii najważniejsze. Cheney nadal ostrzega, że Republikanie brną ku katastrofie, ale jej partyjni koledzy, z liderami w Kongresie, Kevinem McCarthym i Mitchem McConnellem, myślą głównie o tym, aby nie narazić się wyborcom Trumpa, nie dopuścić do rozbicia partii i wygrać najbliższe wybory.