Niebawem episkopat amerykański ma debatować, czy Kościół może pozwalać na udzielanie komunii katolikom tolerującym legalną aborcję. Temat uderza w obecnego prezydenta, drugiego w historii USA katolika na tym urzędzie. Joe Biden nigdy nie krył się ze swym katolicyzmem, regularnie praktykuje, był szefem delegacji amerykańskiej na inaugurację pontyfikatu Franciszka, spotkał się z nim kilkakrotnie. Papież zadzwonił do Bidena z gratulacjami wkrótce po ogłoszeniu jego wygranej. Franciszka łączy z prezydentem zainteresowanie sprawami sprawiedliwości społecznej, solidarności międzynarodowej w walce z pandemią i kryzysem ekologicznym. Zarazem Biden broni praw reprodukcyjnych kobiet, zniósł nałożony przez Donalda Trumpa zakaz federalnego finansowania organizacji wspierających te prawa i świadome macierzyństwo, nie zamierza ograniczać dostępu do legalnej aborcji.
Wygląda jednak na to, że dla części biskupów amerykańskich walka z aborcją jest ważniejsza niż szukanie wspólnego pola działania z obecnym prezydentem i współwyznawcą. Krytycy Bidena w Kościele naciskają, by episkopat udzielił mu reprymendy. To grozi, że sakrament eucharystii ulegnie upolitycznieniu w ramach wojny kulturowej. A przecież episkopat dobrze wie, że nie ma prawa blokować katolikowi dostępu do sakramentu komunii. To jest kompetencja biskupa lokalnego, w którego diecezji mieszka czy przebywa wierny. Dziś Biden najwięcej czasu spędza w Waszyngtonie, gdzie ordynariuszem jest czarnoskóry kardynał (mianowany przez Franciszka), abp Wilton Gregory. Powiedział wprost, że wita prezydenta przystępującego do stołu Pańskiego, tak jak każdego innego katolika. Mniej wojowniczo nastawieni biskupi niepokoją się, radykałowie w episkopacie pogłębią polaryzację społeczeństwa i Kościoła.