Andrzej Pisalnik i Iness Todryk-Pisalnik to małżeństwo polskich dziennikarzy i działaczy Związku Polaków na Białorusi. Przez lata mieszkali w Grodnie. Teraz są w Polsce. Zaczynają od nowa.
Grodno
Mieszkanie w bloku, przedpokój. – Pamiętasz godzinę?
Iness: – 7.50. Dziesięciu facetów. Kamizelki kuloodporne. Kałasznikowy.
Andrzej: – OMON. Mierzyli do nas. Pod oknem stała druga grupa. Jakby się bali, że będziemy skakali z drugiego piętra.
Iness: – Dzwonię do adwokata. Mówi, że powinniśmy otworzyć, bo wywalą drzwi. Potem kontakt się urywa. Próbuję, ale nie mogę się do mecenasa dodzwonić.
Andrzej: – Dziwne, wiedział przecież, że Iness ma prawo do jednego telefonu. Ale ufaliśmy mu, był przecież adwokatem Andżeliki.
Waładarka
Areszt śledczy, cela. Areszt w Mińsku mieści się przy ulicy Waładarskaha, dlatego nazywają go Waładarką. Andżelika Borys, prezes Związku Polaków na Białorusi, siedzi od marca.
– Jak ona to znosi?
Iness: – Jest twarda, ale przecież wiem, że cierpi. Andżelika od lat ma bóle w szyjnym odcinku kręgosłupa i migreny. Chodzi na lecznicze masaże. Teraz jest odcięta od pomocy medycznej. Więzienie, wieloosobowa cela to dla niej tortura.
– Trudno mi ją sobie wyobrazić na pryczy.
Iness: – Bo to elegancka kobieta. Z klasą ubrana, używająca dobrych perfum. Oni to wiedzą. Chcą ją złamać. Żeby uwierzyła, że wyjdzie z Waładarki jako stara, zapomniana kobieta.
Z Andżeliką zaczęło się od zatrzymania i aresztu za organizację nielegalnej imprezy, czyli dorocznego, tradycyjnego Jarmarku Kaziuki. W sumie jak na nią to dość niewinne, bo przez lata szefowania Związkowi zaliczała już areszty, grzywny i kilkadziesiąt przesłuchań w KGB, milicji i prokuraturze.