Ratko Mladić, były generał bośniackich Serbów, odpowiedzialny m.in. za masakrę w Srebrenicy, spędzi resztę życia w więzieniu. Sąd w Hadze odrzucił jego apelację i – jak mówili w mediach krewni jego ofiar – sprawiedliwości stało się zadość. Do końca życia posiedzi również Radovan Karadžić, były prezydent Serbskiej Republiki Bośni i Hercegowiny. Obaj sądzeni byli za ludobójstwo podczas wojny w Bośni, ze specjalnym wskazaniem na masakrę w Srebrenicy.
Mladicia szukano półtorej dekady: okazało się, że żył w miarę spokojnie w domu kuzyna we wsi na północy Serbii. Podobno pracował na budowie: ludzie, którzy się z nim wtedy zetknęli, wspominają, że śmiał się z uwag, że „przypomina Ratko Mladicia”.
Karadžicia życie po życiu było zdecydowanie ciekawsze: zapuścił długie włosy, siwą, patriarszą brodę i – wyglądając jak starotestamentowy święty mąż – zajmował się medycyną alternatywną, a także pisał natchnione wiersze. Przedstawiał się jako Dragan Dabić i w ezoterycznych kręgach zrobił nawet coś w rodzaju małej kariery. Aresztowano go w autobusie w Belgradzie, gdzie mieszkał.
Slobodan Milošević, prezydent Serbii w czasie wojny, nie ukrywał się: stanął przed Trybunałem ds. Zbrodni w byłej Jugosławii. W 2006 r. zmarł w swojej celi, oczekując na proces. „Haga to jest sąd dla Serbów, wystarczy popatrzeć na listę osądzonych” – mówił po odrzuceniu apelacji Mladicia szef Serbskiej Partii Radykalnej Vojislav Šešelj.
Jestem dumny
Šešelj, były serbski wicepremier z czasów Miloševicia, był czwartym z najbardziej poszukiwanej serbskiej ekipy, którą społeczność międzynarodowa chciała postawić przed sądem. Sam stanął zresztą przed haskim trybunałem, ale wykręcił się, powołując się na zły stan zdrowia: cierpiał na raka odbytu.