Wbrew opiniom prokuratury i sądu najwyższego premier Hiszpanii socjalista Pedro Sánchez ułaskawił dziewięcioro katalońskich polityków i działaczy niepodległościowych. Za zorganizowanie referendum w sprawie przyszłego statusu Katalonii w 2017 r. dostali wysokie wyroki więzienia, w sumie 100 lat. Postawiono im także zarzuty o bezprawne wykorzystanie funduszy publicznych.
Akty łaski są warunkowe: beneficjenci nie mogą naruszyć prawa i pełnić funkcji publicznych w oznaczonym czasie od 3 do 9 lat. Nie dotyczą pięciorga polityków, w tym byłego szefa autonomii katalońskiej Carlesa Puigdemonta, którzy są na emigracji politycznej, a Hiszpania domaga się ich ekstradycji. Sánchez tłumaczył: „nie oczekujemy od zwolenników niepodległości Katalonii porzucenia swych ideałów, domagamy się poszanowania naszej konstytucji”.
Jednak ułaskawieni (dla hiszpańskiej prawicy – separatyści i wichrzyciele) zapowiedzieli, że przedterminowe zwolnienia to za mało, oczekują amnestii, a pokojowej walki nie zaprzestaną. W ich ocenie decyzja Sáncheza jest wynikiem presji społeczeństwa obywatelskiego w Katalonii i Europie. Taka presja istnieje. Przykładem może być raport Borissa Cilevičsa przygotowany dla Rady Europy. Autor apeluje o wycofanie przez Madryt nakazów ekstradycji emigracyjnych działaczy katalońskich i zawieszenie dochodzeń i procesów przeciwko ich współpracownikom niższego szczebla. Nie kwestionuje, że ich działalność została uznana za sprzeczną z konstytucją, tylko uważa, że surowe wyroki nie były proporcjonalne do przestępstwa.