Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Czekając na Mahdiego

Mahmud Ahmadinedżad Mahmud Ahmadinedżad BEW
Wyczyny prezydenta Iranu są prezentem, o jakim ekipa George’a W. Busha nie śmiała nawet marzyć

Mahmud Ahmadinedżad nie schodził z czołówek mediów przez prawie cały 2006 r., a do końca kadencji zostało mu jeszcze aż trzy lata. Kiedy latem 2005 r. obejmował urząd prezydenta Islamskiej Republiki Iranu – podczas inauguracji pocałował w rękę religijnego przywódcę kraju ajatollaha Chamenei – zachodni obserwatorzy byli wciąż lekko zdezorientowani, jak go oceniać i jaką mu wróżyć polityczną przyszłość. Na wygraną Ahmadinedżada nie wskazywały ani sondaże, ani nie typowali jej specjaliści od Iranu.

Tymczasem, tak teraz to tłumaczą, nie docenili popularności ówczesnego burmistrza wielomilionowego Teheranu, jego charyzmy w kontaktach z ludem, który widział w nim naprawdę pobożnego muzułmanina, skromnego patriotę i obrońcę prostego człowieka. To lud – zachęcony agitacją mułłów i działaczy czegoś w rodzaju ORMO oraz sił specjalnych, do których kandydat należał – wyniósł Ahmadinedżada (ur. 1956), syna wiejskiego kowala, ale i doktora nauk technicznych oraz dziennikarza i redaktora, do władzy wbrew bogatemu północnemu Teheranowi, irańskiej inteligencji i biznesmenom.

Ulubione wdzianko Ahmadinedżada, rodzaj wiatrówki zakładanej na rozpiętą pod szyją koszulę, zrobiło furorę wśród tysięcy Irańczyków, którzy kibicują prezydentowi całą duszą. Oficjalna internetowa witryna prezydenta nazywa się po persku „Przyjaciel ludu”. I lud wierzy, że stanie on przeciwko bogaczom i wyzyskiwaczom do walki z korupcją i o sprawiedliwość społeczną.
Wzięty pod lupę życiorys irańskiego Janosika wykazuje jednak pewne luki i niejasności. Nie wiadomo, czy brał, czy nie brał udziału w okupacji ambasady USA w Teheranie po obaleniu szacha w 1979 r. Nie wiadomo, jak dokładnie służył ojczyźnie podczas krwawej ośmioletniej wojny z Irakiem, skoro zdążył zrobić też wtedy dodatkowe studia.

Reklama