Po latach zaprzeczeń, uników i zwlekania w sprawach czeskich Romów nastąpił moment nieledwie historyczny. Prezydent Miloš Zeman podpisał ustawę przyznającą 300 tys. koron (54 tys. zł) odszkodowania kobietom, głównie Romkom, poddanym wymuszonej sterylizacji. Chodzi o lata 1966–2012 r., a więc okres sięgający w odległą komunistyczną przeszłość, ale zakończony całkiem niedawno. Według dokumentacji Europejskiego Centrum Praw Romów takich przypadków było przynajmniej kilkanaście tysięcy. Obszerne badania na ten temat prowadziła Gwendolyn Albert, amerykańska aktywistka praw człowieka mieszkająca w Pradze (dokąd trafiła ze stypendium Fulbrighta akurat na aksamitną rewolucję). To ona nagłośniła ten ponury proceder i przez lata dobijała się do europejskich instytucji i organizacji obrony praw. Swój wielki wkład miała też Romka Elena Gorolová, która założyła stowarzyszenie poszkodowanych i przemawiała nawet na forum ONZ. Mając 21 lat, w trakcie drugiego porodu, wraz ze zgodą na cesarskie cięcie dostała do podpisu jakiś papierek – później okazał się zgodą na sterylizację. Pracownice społeczne namawiały na sterylizację swoje podopieczne w zamian za świadczenia albo grożąc odebraniem dzieci, tłumaczyły, że to forma antykoncepcji.
Państwowy dokument z 1972 r. zachęcał do takich praktyk wobec kobiet „niedostosowanych społecznie”, zalecano je też w fachowych źródłach medycznych. Zakazano ich oficjalnie w 1993 r.; system się zmienił, ale metody, na lokalną skalę, były kontynuowane. W 2009 r. Czechy przeprosiły za przymusową sterylizację, ale kwestie odszkodowań ugrzęzły aż do dziś. Zresztą trudno jest zadośćuczynić za wszystkie grzechy wobec Romów, największej dziś, 250-tysięcznej mniejszości, skoro w obszernym badaniu sondażowym Pew Research z 2017 r.