Sąd w Fukuoce skazał na karę śmierci 70-latka Satoru Nomurę, szefa yakuzy Kudo Kai; taki najwyższy wymiar kary wśród wysokorozwiniętych państw obowiązuje jeszcze w USA (ale za Joe Bidena wprowadzono moratorium na jej wykonywanie na szczeblu federalnym) i w Korei Płd. (ale od ponad 20 lat nie została wykonana). Kudo Kai to szczególnie niebezpieczna odnoga tej organizacji typu mafijnego, a jej boss ma na sumieniu m.in. zabójstwo emerytowanego policjanta i zasztyletowanie pielęgniarki. Sąd podkreślił w wyroku, że ofiary były zwykłymi obywatelami, spoza kręgu yakuzy, więc nie chodziło o wewnętrzne porachunki.
Do tej pory yakuza takich ataków na „obcych” unikała, zachowując wstrzemięźliwość zapisaną w kodeksie honorowym jingji. Działała w sektorze nieruchomości, nocnych klubowych przyjemności, zajmowała się prostytucją i handlem amfetaminą, a za rozmaite przysługi oddawane politykom zyskiwała nowe strefy wpływów. Na skutek stanowczych działań policji z roku na rok topniała: w latach 60. liczyła 200 tys. żołnierzy, dziś góra 30 tys. Wielu mafiosów, jak się tu umówi, „umyło nogi” i działa legalnie, głównie w sektorze finansowym i deweloperce. A młode pokolenie zupełnie zeszło do parteru i zajmuje się drobnymi przekrętami, lichwą, oszukiwaniem staruszków „na wnuczka” czy ostatnio zapisywaniem na szczepienia niby poza kolejką, ale płatne.
W Japonii na wykonanie kary śmierci oczekuje 110 osób. W ostatnich latach najwięcej takich wyroków, aż 15, wydano w 2018 r., w słynnej sprawie zamachu w tokijskim metrze. Oczekujących przybywa, bo w latach 2011–20 nie wykonano żadnego wyroku, co budziło oczekiwania, że kraj pójdzie południowokoreańską drogą, de facto wycofania tej kary z kodeksu. Ale te spekulacje zostały przerwane w styczniu tego roku, kiedy za zabójstwo 9 osób został stracony Takahiro Shiraishi.