Prezydent Miloš Zeman w poniedziałek wciąż był w szpitalu. A to bardzo komplikuje życie polityczne w Czechach. W niedawnych wyborach rządzący populiści, kierowani przez premiera Andreja Babiša, stracili większość. Wygrała wielobarwna koalicja chadeków, samorządowców i Partii Piratów. Ale do formalnego przejęcia władzy niezbędny jest zdrowy prezydent. Albo ktoś, kto go zastąpi.
Zeman, który przez lata wspierał Babiša, trafił do szpitala – prawdopodobnie nieprzytomny – niedługo po wyborach, które odbyły się 8 i 9 października. Szef odchodzącej Izby Poselskiej i współpracownik premiera utrzymuje, że rozmawiał z prezydentem i że Zeman podpisał nawet dokument zwołujący nowy parlament. Jednak lekarze oficjalnie nikogo do niego nie wpuszczają, a władze szpitala wydały oświadczenie, że „prezydent jest niezdolny do sprawowania obowiązków”. Prokuratura już wszczęła śledztwo w sprawie oszustwa.
Zeman jeszcze przed wyborami deklarował, że powierzy tworzenie nowego rządu liderowi największej partii politycznej, co sugerowało, że nawet jeśli koalicja partii opozycyjnych wygra, rząd będzie tworzył szef partii ANO, czyli Babiš. Po wyborach zbiegło się to z pomysłami impeachmentu nieprzytomnego prezydenta – po stosownym oświadczeniu lekarzy musiałyby się na to zgodzić obie izby parlamentu. Szkopuł w tym, że wówczas jego kompetencje rozeszłyby się między trzy osoby – szefów obu izb oraz premiera, który dostałby m.in. prawo nominowania nowych ministrów. Przejmująca władzę opozycja nie miałaby więc w tym żadnego interesu.
Zeman ponoć zdrowieje i zapewne byłby gotów wesprzeć Babiša, ale ostatnie wypowiedzi premiera świadczą o tym, że pogodził się z przegraną. Teraz chce być prezydentem, co może być dla niego wkrótce osiągalne, jeśli weźmie się pod uwagę sondaże i nieuleczalność marskości wątroby, na którą cierpi obecny prezydent.