Dobra niemiecka policja
NIEMCY: Opowieści z ośrodka dla uchodźców z polsko-białoruskiej granicy
Riwan, lat trzy, nie odstępuje Sabaha. Tak jakby ciągle się bał, że może go stracić z oczu. Wśród uciekinierów krążyła wiadomość, że jakaś mała dziewczynka przepadła w lesie. Najgorszy był strach o dzieci – o Riwana, sześcioletnią Hervin, ale i Laviego i Horikora, 12- i 14-latka. – Bałem się, że się zgubią albo zachorują. Albo umrą z pragnienia – mówi tata Sabah łamanym angielskim. Pod koniec września w podlaskich lasach jeszcze nie było mrozu. – Piliśmy wodę z liści, czasami z jakiegoś strumienia. Była brudna, nie wiedziałem, czy nie zaszkodzi, ale nie mogliśmy nie pić.
Cztery razy przekraczali granicę, cztery razy Polacy odsyłali ich z powrotem. – Białoruska policja mówiła: „Idźcie do Polski”, polska: „Idźcie do Białorusi” – wspomina Sabah, sam kiedyś policjant drogówki w Iraku. Białorusini podnosili broń i mówili, że będą strzelać – Sabah pomaga sobie gestami, pokazuje, jak do nich celowali. – A Polacy zastawili drogę – mówi i rozciąga ramiona. Jacyś ludzie dali im coś do jedzenia i suche ubrania dla dzieci. Policja nic nie dała, tylko ich odganiała.
I love German police
Za piątym razem udało im się przejść. Przez las doszli do jakiejś wsi. Trzymali się z daleka: – Bo ludzie wezwaliby policję. Znaleźli taksówkarza, opowiada Sabah, choć pewnie chodzi mu o kierowcę, który zawiózł ich do Niemiec. Konkretnie: do Frankfurtu nad Odrą, wysadził przy moście. Tam zatrzymała ich Bundespolizei.
– Good police, I love German police – mówi Sabah i składa ręce w geście wdzięczności. Bo nie wywieźli ich z powrotem do Polski ani do lasu, tylko do Eisenhüttenstadt. A tu dzieci Sabaha śpią w łóżkach, jest jedzenie i picie, ciepło.