W Pekinie, za zamkniętymi drzwiami, obradowało czterodniowe VI Plenum Komitetu Centralnego, zgromadzenie grona 348 najważniejszych osób w Komunistycznej Partii Chin. To spotkanie miało wypracować aktualną wersję stuletniej historii partii (liczącej dziś 95 mln członków), a dotychczas rewidowano ją tylko dwa razy, w 1945 i 1981 r., otwierając i krytycznie zamykając epokę Mao. Relacje medialne z obrad były lakoniczne, dlatego sinolodzy rzucili się analizować oficjalny komunikat. I ustalili, że z 12 stron po dwie poświęcone są epoce Mao i następujących po niej reform Deng Xiaopinga, a liczącym niespełna dekadę rządom Xi Jinpinga poświęcono 8 stron. Xi wymieniany jest tu 17 razy, Mao – 7, a Deng – 5; to on ustalił oficjalną arytmetyczną wykładnię, że Mao miał rację w 70 proc. W obecnym dokumencie zniknęły kontrowersje, partia jest wielka i ma zawsze rację. Przewodniczący Xi jest przekonany, że nieszczęścia komunistów radzieckich wzięły się stąd, że kolejni przywódcy, od śmierci Stalina począwszy, zaczęli podważać osiągnięcia poprzedników. Sam nie zamierza popełnić tego błędu.
Zagłębiając się w rezolucję, analitycy znaleźli jasne potwierdzenie, że 68-letni Xi znacząco umocnił władzę i za rok zmierza ku trzeciej kadencji prezydenckiej (stosowne korekty konstytucji znoszące limit dwóch kadencji zostały już dokonane), co może prowadzić do dożywotniej władzy. Kadencyjność i sukcesja władzy, ustalana z dużym wyprzedzeniem, to były bezpieczniki systemowe Denga po epoce Mao. Zostają właśnie wymontowane. Tak jak w czasach Mao i czerwonej książeczki, całe Chiny studiują „Myśli” Xi; kreśli w nich wizję szybko bogacących się silnych militarnie Chin, dla których nie będzie przeszkód nie do pokonania. Taka wizja musi mieć wielu zwolenników, a tworzonego systemu kontroli społecznej, opartego na technologii powszechnej inwigilacji, Mao mógłby tylko pozazdrościć.