Spieszmy się cenić gazety, tak szybko odchodzą. Właśnie po 26 latach zniknął anglojęzyczny „Kyiv Post”, zawsze dobrze poinformowany i słynący z niezależnego dziennikarstwa, co tutaj zawsze było trudne. Jeśli szukało się wiarygodnych informacji i opinii na temat Ukrainy, KP był sprawdzonym źródłem. Został zamknięty z dnia na dzień, a całą pięćdziesiątkę dziennikarzy zwolniono w trybie natychmiastowym, o czym dowiedzieli się, przychodząc rano do pracy. Właściciel gazety, oligarcha z branży nieruchomości Adnan Kivan (wyceniany na 242 mln dol., 42. ukraińska fortuna w rankingu „Forbesa”, Syryjczyk, który zapuścił korzenie jeszcze w ZSRR), ogłosił lakonicznie, że „kiedyś ukaże się jeszcze większa i lepsza”. Kupił „KP” trzy lata temu, wtedy wydawał się najbezpieczniejszym wyborem, miał ambicje, sporo zainwestował, wzmocnił sieć korespondentów zagranicznych, ale jak wieść niesie, popadł w konflikt z pałacem prezydenckim, a Wołodymyr Zełenski zaczął alergicznie reagować na nieprzychylne zdanie mediów (choć rzecznik prezydenta temu absolutnie zaprzecza).
Gazeta miała na pieńku z każdą kolejną ekipą prezydencką i rządową, doświadczała też rozmaitych nacisków cenzury, jak wówczas, gdy za Wiktora Janukowycza próbował przejąć ją zaprzyjaźniony oligarcha. Zawsze jednak udawało się jakoś wyjść z opresji pod parasolem zachodnich ambasad. Teraz, w ramach ucieczki do przodu, Kivan postanowił uruchomić pod renomowaną marką podróbkę: ukraińską wersję gazety, z wybranym przez siebie naczelnym i potulniejszą linią. Siódmy kanał telewizji, który też kupił Kivan, już znacznie złagodził ton, a jego szefowa była szykowana na to nowe stanowisko. Ekipa „KP” protestowała, usiłowała namówić właściciela na sprzedaż pisma, czy choćby tytułu, ale rozmowy nie powiodły się.