Te epokowe rezultaty przybliżają nas o krok do realizacji największego z wyzwań nauki i inżynierii – ogłosili szefowie organizacji związanych z projektem Joint European Torus. JET to największy na świecie, a stojący w Wielkiej Brytanii, reaktor termojądrowy, czyli urządzenie, w którym energia produkowana jest na drodze syntezy jąder lekkich pierwiastków. W jego wnętrzu dzieje się to, co we wnętrzach gwiazd.
Dwa miesiące temu udało się w JET podgrzać gaz złożony z izotopów wodoru do temperatury 150 mln st. C i zainicjować w nim trwającą pięć sekund reakcję. Osiągnięto w ten sposób 59 megadżuli (MJ) energii cieplnej, równoważnik energii kinetycznej pędzącej ciężarówki. JET pobił w ten sposób swój rekord sprzed ćwierć wieku – i mógł wywołać nadzieję, że przełom w pozyskiwaniu energii jest bliski. Reaktory termojądrowe są bowiem bezpieczne, produkują niewiele zanieczyszczeń, a paliwo jest tanie. Ale widoki na rychły przełom w energetyce są jeszcze mgliste.
Aby koszty budowy tego typu reaktorów się zwróciły, urządzenia musiałyby pracować prawie non stop. Niestety, kontrolowanie gorącej plazmy, w której zachodzi fuzja, to szatańskie wręcz wyzwanie. Uwięziona w polu magnetycznym plazma zachowuje się jak dzikie zwierzę. Materiały używane w konstrukcji obłożonego magnesami obwarzanka, w którym się porusza, nie wytrzymują próby ekstremalnych temperatur. Użyteczny reaktor tego typu od kilkudziesięciu lat wydaje się być niezmiennie odległy o przysłowiowe już w branży dziesięć lat.
Nawet w najpotężniejszym, budowanym od lat we Francji urządzeniu ITER (International Thermonuclear Experimental Reactor) reakcja ma trwać przez dziesiątki sekund, nie dni. ITER, jedno z najbardziej skomplikowanych przedsięwzięć, pomieści dziesięciokrotnie więcej plazmy niż JET.