Świat

Młodzież mówi "hobinomik"

Indonezyjska młodzież szuka stylu

Szukają stylu Szukają stylu hellochris / Flickr CC by SA
Jak ubierać się modnie, ale tak, żeby jednocześnie podobnych modnych ciuchów nie nosiła co druga koleżanka? Jak znaleźć muzykę, której nie tłuką wszystkie radia? Młodzi Indonezyjczycy mają na to sposób.

Niezależność i swoboda twórcza to słowa klucze dla młodych ludzi, którzy nowych wzorców szukają w Nowym Jorku, Londynie lub Tokio. Wirtualne podróże po całym świecie, od Bandungu i Dżokdżakarty aż po Perth i Nowy Jork, są dla nich przede wszystkim świetną rozrywką. Ale poświęcając czas temu hobby, czynią też z niego prawdziwe źródło dochodów. Należą do środowiska indie (niezależnych twórców), którzy nie chcą mieć nic wspólnego z wielkim biznesem. Kładą za to nacisk na własną kreatywność.

Aby się z nimi spotkać, trzeba pojechać do Bandungu, gdzie zajmują stare wojskowe magazyny przy ulicy Gudang Selatan. W tej ponurej okolicy przed kilku laty pojawiło się kilku młodych ludzi, którzy przemienili ją w „raj kreatywności", tworząc najsłynniejsze w mieście distro (od ang. distribution outlet). Nosi ono nazwę Distro 347 i utrzymuje sieć kontaktów, która sięga aż po Singapur, Australię i Nową Zelandię.

Distros są wszędzie

Na swe potrzeby wynajęli całe piętro w jednym ze starych budynków. Ale serce Distro 347 bije w 35-metrowej izbie o pobielanych ścianach. W środku zastajemy trzech grafików. Do dyspozycji mają laptopa, migoczącą baterię czerwonych świateł, trzy stoły i krzesła oraz stertę specjalistycznych czasopism. - Tu właśnie się bawię i tutaj przychodzą mi do głowy wszystkie pomysły - objaśnia Dendy Darman, 33-letni założyciel Distro 347. - To, co pojawi się dziś w Nowym Jorku, my możemy mieć jeszcze tego samego dnia w Bandungu - dodaje Dendy.

Stworzyli tysiące projektów graficznych: podkoszulków, okładek płyt zespołów niezależnych, plastikowych toreb. Przemysł kopiuje ich pomysły. Po dziesięciu latach przychody Distro 347 oscylują wokół kwoty od 700 mln do miliarda rupii (75-100 tys. dolarów). To dużo jak na indonezyjskie warunki.

Reklama