Władimirowi Putinowi raczej nie o to chodziło, gdy rozpoczynał agresję na Ukrainę. 13 kwietnia na wspólnej konferencji prasowej liderki Szwecji i Finlandii zadeklarowały, że ich kraje w ciągu „najbliższych tygodni” zwrócą się z prośbą o przyjęcie do NATO. Magdalena Andersson i Sanna Marin jako główny powód wskazały zagrożenie ze strony Rosji. Niemal natychmiast zareagował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, który zapowiedział przesunięcie „znacznych sił” na granicę z Finlandią, a były prezydent Dmitrij Miedwiediew zagroził nawet, że na Bałtyk trafi broń nuklearna.
Finowie najwyraźniej mieli to wkalkulowane. Najnowsze sondaże pokazują wyraźny wzrost poparcia dla członkostwa w Sojuszu – z 25 proc. przed wojną do obecnych 70 proc. Władze nie przewidują jednak referendum, a jedynie głosowanie w parlamencie. Tak upoważniona premier liczy, że fińska kandydatura zostanie zaakceptowana przez wszystkich 30 członków NATO już na czerwcowym szczycie w Madrycie. Neutralna przez dekady Szwecja jest nieco opóźniona, ale tam też przewagę zyskali zwolennicy Sojuszu. I choć największe partie – w tym przede wszystkim socjaldemokraci – były jeszcze niedawno sceptyczne, to perspektywa wyborów na jesieni, których tematem z pewnością będzie rosyjska agresja, zmusiła je do zmiany zdania.
Pełna wojskowa integracja Skandynawów z Sojuszem może nastąpić jeszcze w tym roku, bo oba kraje od lat współpracują z NATO (ich wojska wyjeżdżają na misje, wspólnie się szkolą), Szwecja jest w dodatku „państwem goszczącym” – wojska Sojuszu mogą wykorzystywać jej terytorium. Dania, Islandia i Norwegia należą do NATO od samego początku (1949). Najnowszymi członkami Sojuszu są Czarnogóra (2017) i Macedonia Północna (2020). Potencjalnym kandydatem jest Gruzja, do niedawna była nim również Ukraina, ale jej prezydent już po wybuchu wojny wykluczył taki scenariusz.