W tym roku w Indiach nie było wiosny. Kiedyś marce i kwietnie były chłodniejsze, ale w tym roku już w marcu temperatura w wielu miejscach mocno przekroczyła 40 st. C, średnia była najwyższa od 122 lat, a teraz upały na całym subkontynencie jeszcze się wzmogły. W pustynniejącym Radżastanie zanotowano 47,1 st. w cieniu, a odczuwalne temperatury prawie wyskoczyły ze skali. Do tego mało opadów i uporczywy smog, w Delhi dodatkowo wzmożony wielkim pożarem największego stołecznego wysypiska śmieci. I permanentne wyłączenia prądu oraz kryzys w elektrowniach spowodowany niedoborami węgla. Właśnie odwołano 750 pociągów, aby uwolnić tory dla transportów węgla, zresztą komu by się chciało ruszać w podróż.
Niestety, olbrzymia większość z miliarda osób, które dopadł skwar, pracuje na powietrzu, w rolnictwie, na budowach, a mieszka co najwyżej w chatkach bez wygód, krytych blachą, która tylko wzmaga żar. Pozostaje jedynie tradycyjny sposób: nacieranie skóry owocami mango. Swoje zrobiła postępująca urbanizacja: beton kosztem zieleni i intensyfikacja rolnictwa: dwa zbiory w roku zastąpiły trzy. Tegoroczne plony, zwłaszcza zbóż, zostały bardzo poważnie zagrożone – susza ogarnęła Pendżab, spichlerz Indii, a światowy rynek dodatkowo rozregulowała wojna w Ukrainie.
Nie ma dobrych wiadomości. Ocieplenie klimatu jest ewidentne i systematycznie narasta, potwierdzają to wszystkie statystyki. W dekadzie lat 90. było 430 dni ekstremalnych temperatur, w kolejnej – już 630. Niewątpliwie zmiany klimatu w skali globu są też bardzo niesprawiedliwe: najsilniej jego skutki dotykają najliczniejsze skupiska najuboższych mieszkańców planety.
O anomaliach pogodowych możemy więcej przeczytać w tekście Andrzeja Hołdysa „Zdradliwa wiosna”.