Nowy prezydent Korei Południowej zamierza „wstrząsnąć fundamentem naszej cywilizacji”, jak napisał jeden z seulskich dzienników. Yoon Suk-yeol obiecał w kampanii, że każdemu obywatelowi „należy się tylko jeden wiek”, i słowa chyba dotrzyma. Od nowego roku Koreańczycy będą liczyć swój wiek tylko na jeden sposób, nie jak teraz – na trzy.
Pierwsza metoda – jedyna, która przetrwa – zwana jest „międzynarodową” i jest dla nas oczywista. Gdy dziecko przychodzi na świat, ma zero lat i każda rocznica urodzin powiększa tę liczbę o jeden. W Korei Południowej stosuje się ją dopiero od 1962 r. Znacznie dłuższą tradycję ma najpopularniejsza metoda „koreańska”: w dniu narodzin wiek dziecka oznacza się od razu liczbą jeden. I zwiększa się go o jeden nie w dniu urodzin, ale każdego 1 stycznia. Oznacza to, że dziecko urodzone 31 grudnia już 2 stycznia ma koreańskie dwa lata. I w końcu trzecia metoda, można ją nazwać „administracyjną” – dziecko się rodzi z wiekiem zero i każdego 1 stycznia dodaje mu się jeden rok. Tak obliczają wiek m.in. komendy uzupełnień wojskowych, szkoły i sądy (np. w sprawach matrymonialnych). Efekt jest taki, że nowy prezydent, urodzony 18 października 1960 r., ma dziś jednocześnie 61, 62 i 63 lata, w zależności od metody liczenia.
Różnie się tłumaczy takie pogmatwanie. Według jednej wersji urodzonemu dziecku zalicza się czas spędzony w brzuchu mamy. Według innej jest to związane z brakiem idei zera w wielu azjatyckich kulturach. Podobne problemy z liczeniem wieku mieli jeszcze kilka dekad temu Chińczycy czy Wietnamczycy. Korea Północna wymusiła metodę „międzynarodową” w latach 80., ale tam w ogóle kalendarz rozpoczyna się od narodzin założyciela państwa Kim Ir Sena.