Australia ma nowy rząd. W majowych wyborach lewicowa Partia Pracy pokonała konserwatystów, premierem został Anthony Albanese. Kadencję rozpoczął od psucia Brytyjczykom platynowego jubileuszu panowania Elżbiety II. Przy okazji czterodniowych obchodów – prasa pisała o „największym przyjęciu na świecie” – do rządu na Antypodach dołączył minister ds. republiki. Zadaniem Matta Thistlethwaite’a będzie przygotowanie referendum zmierzającego do rozprucia unii personalnej z Wielką Brytanią, wprowadzenia ustroju republikańskiego i stworzenia urzędu własnej głowy państwa. Np. prezydenta, któremu przekazano by obowiązki sprawowane przez gubernatora generalnego. Obecnie jest nim David Hurley, były australijski wojskowy, i to od niego minister ds. republiki otrzymał nominację i w jego obecności przysięgał rzetelnie wypełniać swoją misję, czyli usunąć monarchę, którego gubernator reprezentuje.
Sondaże podpowiadają, że obywatele są podzieleni mniej więcej pół na pół, z lekką przewagą nastrojów republikańskich. Do tego egalitarne społeczeństwo dostrzega zamożność rodziny królewskiej, która nie przystaje do coraz ostrzejszych podziałów majątkowych w świecie. Ustrojowa samodzielność pozwoli też zerwać z tradycją byłej brytyjskiej kolonii. Premier Albanese, od lat zwolennik republikanizmu, szykuje krajowi szereg zmian. Z hamulcowego walki z klimatem kraj ma się stać mocarstwem zielonej energii. Najwyższy priorytet ma referendum w sprawie ciała konsultującego interesy rdzennych mieszkańców, Aborygenów, i mieszkańców wysp z Cieśniny Torresa (konserwatyści są przeciw, uznają pomysł za powołanie trzeciej izby w parlamencie). Republika to priorytet nr 2.
Minister Thistlethwaite nie obawia się powtórki fiaska referendum z 1999 r., mówi, że czas jest odpowiedni, i nie ukrywa, że właściwa dyskusja ruszy wraz ze wstąpieniem na tron księcia Karola, następcy 96-letniej Elżbiety.