Ekspres do Brukseli
Ekspres do Brukseli. Nowi i nieco starsi kandydaci do Unii Europejskiej
Ukraina i Mołdawia awansowały na kandydatów do Unii Europejskiej. W zeszłym tygodniu taki krok poparły wszystkie państwa członkowskie. Do decyzji doszło w rekordowo krótkim czasie – Kijów złożył wniosek 28 lutego, cztery dni po rosyjskiej inwazji, a Mołdawia – tydzień później. Kontekst jest wiadomy – wojna. Komisja Europejska nie kryła, że tu liczy się symbol: uznanie dla poświęcenia – przede wszystkim Ukraińców – oraz „danie nadziei”.
Formalnie to dopiero początek. Państwa kandydaci zobowiązały się do szeregu reform. W przypadku Ukrainy chodzi o uzupełnienie składów sądów najwyższych, walkę z korupcją i praniem brudnych pieniędzy, a także o powołanie niezależnych regulatorów rynku medialnego i większą ochronę mniejszości. Dopiero po wypełnieniu tych zadań Komisja może zaproponować rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych – tu również potrzebna jest jednomyślna zgoda państw członkowskich. Komisja sugeruje, że będzie to możliwe jeszcze w tym roku. Ale i tak, według ekspertów, nowi kandydaci nie mają szans na tempo porównywalne np. z polskim (prawie 10 lat od złożenia wniosku do członkostwa).
Sceptycy przekonują, że wszystkie te ruchy wobec Ukrainy i Mołdawii na razie Unii nic nie kosztują. Status kandydata nie wiąże się z żadnymi uprawnieniami w unijnym systemie ani z dostępem do unijnych funduszy. Co więcej, na drodze do członkostwa będą jeszcze trzy–cztery momenty, w których wszystko można zablokować.
Poza dwójką nowych kandydatów do Wspólnoty jest jeszcze pięciu nieco starszych, którzy również o wiele dłużej czekali na taki status. Są to Albania, Czarnogóra, Macedonia Płn., Serbia i Turcja. Szczególnie ten ostatni przypadek pokazuje, jak wieloletnie, bezowocne starania (kandydat od 1999 r.) mogą zniweczyć entuzjazm politycznych elit i odwrócić preferencje społeczne – ponad 54 proc.