Czekając na kontrofensywę
Nadciąga ukraińska kontrofensywa. Rosjanie będą mieli dylemat
Od początku agresji Rosja przeprowadziła w Ukrainie dwie kampanie, które roboczo można nazwać wschodnioukraińską i donbaską. Od 24 lutego do 31 marca Rosjanie usiłowali zająć całą wschodnią Ukrainę, mniej więcej do linii Dniepru, a dodatkowo Kijów i wybrzeże Morza Czarnego, z Odessą włącznie. Celem tej kampanii miała być wyimaginowana „denazyfikacja”, czyli de facto rusyfikacja Ukrainy. Przeprowadzono trzy operacje: kijowską, charkowską i mariupolsko-chersońską. Spośród nich wyszła tylko ta ostatnia, udało się zająć dość szeroki pas ziemi wzdłuż wybrzeża Morza Azowskiego. Dzięki temu Krym zyskał lądowe połączenie z Rosją oraz zaopatrzenie w słodką wodę.
W tej pierwszej fazie wojny obie strony popełniły wiele błędów, ale Rosjanie przeszli samych siebie. Lotnictwo, logistyka, wyszkolenie – wszystko u nich zawiodło. Nie prowadzili skutecznego rozpoznania, obieg informacji rozpoznawczej był fatalny, a dowódcy różnych pododdziałów nie potrafili ze sobą współdziałać. Ukraińcy też popełnili błędy. Na południu część lokalnych władz zdradziła, wojsko pozwoliło Rosjanom zająć nieuszkodzony most w Chersoniu oraz tamę w Nowej Kachowce, przez którą łatwo przeprawili się na zachodni brzeg Dniepru.
Druga kampania tej wojny rozpoczęła się na początku kwietnia – od przerzutu rosyjskich sił do Donbasu. Ich cele zostały ograniczone do opanowania całych obwodów ługańskiego, donieckiego, a przy sprzyjających okolicznościach także zaporoskiego. W ten sposób całe donbaskie zagłębie przemysłowe znalazłoby się w rękach Rosjan. Zapewne nie chodzi o to, by Rosjanie z tego jakoś skorzystali. Wielkie zakłady metalurgiczne Azowstal obrócili w perzynę, podobnie jak zakłady chemiczne Azot w niedawno zdobytym Siewierodoniecku. Huty, kopalnie i zakłady przemysłu maszynowego z okupowanych części obwodów ługańskiego i donieckiego rozkradali systematycznie od 2014 r.