Tuzy Partii Konserwatywnej przez ostatnie tygodnie przekonywały, że Boris Johnson nadal jest premierem tylko dlatego, że nie mają dla niego dobrego zastępstwa. Okazało się, że była to fałszywa skromność. 7 lipca brytyjski premier, przygnieciony kolejnymi skandalami, ogłosił rezygnację z funkcji szefa partii, otwierając tym samym wyścig na 10 Downing Street. A do poniedziałku swój start ogłosiło już 12 kandydatów.
Proces wyboru nowego szefa konserwatystów – i automatycznie nowego premiera – nieco potrwa. Szczególnie że jego zasady mogą się jeszcze zmienić. Na dziś scenariusz wygląda następująco: aby zostać formalnym kandydatem, chętny potrzebuje poparcia ośmiu konserwatywnych posłów. Jeśli kandydatów będzie więcej niż dwóch, co jest pewne, konserwatywni posłowie zaczną serię głosowań, eliminując stopniowo tych z najgorszym wynikiem – tak aby zostało dwóch. Ten etap powinien się zakończyć do 21 lipca. Potem zwycięzcę tego pojedynku wyłonią w głosowaniu wszyscy członkowie partii, których jest ponad 200 tys. Nowy lider ma być znany na początku września, do tego czasu porządzi Johnson.
Kto będzie jego następcą? U bukmacherów i konserwatywnych posłów prowadzi 42-letni Rishi Sunak, do niedawna minister finansów, wschodząca gwiazda partii, wyraźnie skręcający do politycznego centrum. Niespodziewanie druga w tym rankingu jest polityczka z drugiego szeregu Penny Mordaunt, eksminister obrony, żołnierka i była gwiazda jednego z celebrity show. Dalej za nimi są doświadczeni Jeremy Hunt i Liz Truss. Pierwsza wymiana ognia między nimi dotyczy podatków – poza Sunakiem wszyscy kandydaci prześcigają się w obietnicach ich obniżania.
W kuluarach mówi się także o sensacyjnym scenariuszu, w którym zwyciężczynią może się okazać rówieśniczka Sunaka Kemi Badenoch, czarnoskóra posłanka z minimalnym doświadczeniem rządowym, ale z poparciem Michaela Gove’a, szarej eminencji torysów, który dobrze orientuje się w nastrojach szeregowych członków partii.