Ukraina liczy się z ponowną napaścią od strony Białorusi i fortyfikuje pogranicze. Ukraiński wywiad donosi o zwiększonej aktywności sił rosyjskich po białoruskiej stronie, pojawiają się doniesienia o konwojach oznaczonych symbolami używanymi przez Rosjan podczas wiosennej fazy inwazji, a jedno z lotnisk w pobliżu Homla zostało oddane pod wyłączną kontrolę Rosji.
Z kolei „faktycznym wypowiedzeniem wojny” Aleksandr Łukaszenka nazywa blokadę przez Litwę połączeń transportowych do obwodu kaliningradzkiego. Wilno wypełnia tak nakazy unijnych sankcji, a Łukaszenka twierdzi, że teraz jego kraj musi być „gotowy do obrony nawet przy użyciu najpoważniejszej broni”. Zastępca szefa jego sztabu generalnego gen. Rusłan Kosygin rozwinął myśl dyktatora: otóż Amerykanie planują rozpętać kolejny krwawy konflikt w Europie, tym razem przeciw Rosji i Białorusi, zapleczem miałoby być terytorium Polski i krajów bałtyckich. W Polsce i na Litwie brzmi to jak groźba.
Najnowszy białoruski pomysł ataku m.in. na Polskę to rozjeżdżanie przez buldożery grobów polskich żołnierzy na Grodzieńszczyźnie i w obwodzie brzeskim. Takich cmentarzy i kwater wojskowych na Białorusi jest sporo. To groby zarówno z wojny 1920 r., urządzone jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym, oraz formacji państwa podziemnego, w tym Armii Krajowej – te upamiętniano w ostatnim trzydziestoleciu i to one padły celem pierwszych ataków.
Tymczasem od 1 lipca do końca roku Polacy mogą jeździć na Białoruś bez wiz (polskie MSZ takie podróże odradza). Ma to być gest dobrosąsiedzkich stosunków, skierowany przede wszystkim do „zwykłych” Polaków, chcących w Białorusi pozwiedzać lub zrobić zakupy. Zimą, po objęciu Białorusi sankcjami, Łukaszenka mówił, że unijni sąsiedzi wręcz błagają na granicach o białoruską kaszę gryczaną i sól.