Białoruska opozycja stanęła w obliczu rozłamu, a jej niedawny kongres tylko potwierdził narastające podziały. Aleksander Milinkiewicz, były kandydat na prezydenta zjednoczonej opozycji, nie wszedł nawet do nowo powołanych władz. Skupi się teraz na budowaniu ruchu społecznego „Za wolność". Wśród przyczyn, obok ambicji poszczególnych liderów opozycji, czy różnic w podejściu do taktyki walki z reżimem, padały też oskarżenia o narastające wpływy Rosji i Polski.
Na zeszłorocznym kongresie sił opozycyjnych, który był ostatnią demonstracją jedności, decydująca walka o fotel opozycyjnego kandydata na prezydenta rozegrała się pomiędzy liderem Zjednoczonej Partii Obywatelskiej (ZPO) Anatolijem Labiedźką a Aleksandrem Milinkiewiczem. Wygrał ten drugi, w dużej mierze dzięki poparciu licznych organizacji pozarządowych. W kręgach opozycji można jednak usłyszeć opinię, iż Anatolij Labiedźka ustąpił rywalowi, by dzięki jego osłabionej pozycji, po niechybnie przegranych wyborach, zająć miejsce lidera opozycji. Nie było to łatwe, Milinkiewicz zyskał bardzo silną pozycję. Stał się dla Zachodu niekwestionowanym liderem opozycji. Jako jej reprezentant gościł na salonach Europy, przemawiał przed Parlamentem Europejskim, spotkał się z Georgem Bushem. Jednak na Białorusi jego pozycję bardzo szybko zaczęto podważać. Sposobem na detronizację Milinkiewicza miało być ponowne zwołanie kongresu.
- Optowałem za przeprowadzeniem kongresu tuż po wyborach prezydenckich. Wielu ludzi zarzucało mi wtedy, że chciałem zająć miejsce Milinkiewicza, jako lidera opozycji. Nie możemy nikomu zabronić myśleć w ten sposób. Ale nie powinniśmy tracić szansy na stworzenie dzięki kongresowi wspólnej płaszczyzny kompromisu demokratycznej opozycji. Powinno to funkcjonować na zasadzie parlamentu - mówi Anatolij Labiedźka. Z biegiem czasu w obozie demokratycznym przeciwko Milinkiewiczowi zaczęła tworzyć się wewnętrzna opozycja. Jego oponenci sprzeciwiali się istnieniu jednego przywódcy, forsowali w zamian koncepcję rotacyjnego lidera. Punkt widzenia lidera Partii Obywatelskiej podzieliła, powstała w grudniu zeszłego roku, koalicja partii lewicowych.
- Opozycja powinna być wspólnotą ideową, a nie wspólnotą jednostki - przekonywał Aleksiej Korol, wiceprzewodniczący partii Gromada.
Na przekór partiom
Nieformalna koalicja lewicy i partii Labiedźki optowała za jak najszybszym zorganizowaniem kongresu. Za jego zwołaniem opowiedział się nawet Białoruski Front Narodowy (BNF), jedyna duża partia wspierająca Milinkiewicza. Sprzeciwiał się jedynie ten, który miał najwięcej do stracenia - Jestem sceptyczny wobec kongresu, mimo że, większość partii jest za jego zwołaniem. Nie będzie to kongres sil demokratycznych, ale sil partyjnych - argumentował Milinkiewicz.
To właśnie kwestia partyjności stała się główną kością niezgody. Aleksander Milnkiewicz założył ruch „Za wolność", który początkowo miał łączyć ponad partyjnymi podziałami wszystkie frakcje opozycji, a także przyciągać w jej szeregi nowych ludzi. Jednak liderom partii nie bardzo się to podobało.
- Współpracownicy Milinkiewicza szumnie zapowiedzieli powstanie nowego ruchu z udziałem nowych, dotąd niezaangażowanych ludzi. Natomiast w rzeczywistości zaczęli przyciągać aktywistów z organizacji i partii już istniejących. Powstał konflikt interesów - przekonuje Labiedźka.
Aleksander Miliniewicz zdecydował się na samotną walkę z reżimem, bez wsparcia struktur opozycyjnych.
- W żadnym reżimie, w Polsce, Czechach, Serbii, czy na Ukrainie partie nigdy nie osiągnęły sukcesu. Zawsze był to ruch społeczny, który je pochłaniał. Partie samodzielnie nie zorganizują masowych manifestacji, bez których nie można pokonać reżimu - tłumaczy lider ruchu „Za wolność".
Rozłam
Na kwietniowym spotkaniu sił opozycyjnych w Wilnie Aleksander Milinkiewicz zgodził się na udział w kongresie. Odrzucił jednak propozycję ograniczenia jego roli do reprezentowania obozu opozycji zagranicą, bez wpływu na jej kształt na Białorusi. Złożył ją Winczuk Wiaczorka, lider BNF, dając do zrozumienia, że były kandydat na prezydenta nie może liczyć na pomoc ostatniego liczącego się sojusznika w walce o utrzymanie statusu lidera całej opozycji.
Milinkiewicz nie pozostał jednak sam. Murem za nim stanął Aleś Michalewicz, młody wiceprzewodniczący BNF, a także ruch „ Za wolność", który sprawnie buduje struktury w terenie, często przyciągając aktywistów działających tam partii. Opierając się na młodych, chcąc nie chcąc, Milinkiewicz będzie musiał zradykalizować swoje działania. Podczas niedawnego kongresu określił swoją strategię jako bardziej radykalną od przedstawionej przez liderów głównych partii. Krytykowana przez niego strategia, oprócz aktywizacji społeczeństwa, zakłada próbę nawiązania dialogu z władzami, na wzór polskiego Okrągłego Stołu. Wybrano czteroosobowe przywództwo Zjednoczonych Sił Demokratycznych, które ma zastąpić jednego lidera. W jego skład weszli liderzy największych ugrupowań. Milinkiewicz nie zgłosił nawet swojej kandydatury na współprzewodniczącego, argumentując, że walką z reżimem może kierować tylko jeden przywódca.
Między Polską a Rosją
Podczas kongresu z kilku stron padały oskarżenia o wpływy Polski i Rosji, które miały doprowadzić do podziału wewnątrz opozycji. Bliskie kontakty z Moskwą mogą być problemem dla nowego kierownictwa opozycji. Zarzut o nastawienie prorosyjskie dotyczy nie tylko partii lewicy, ale również prawicowej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej.
- Labiedźka będzie miał trudności z uzyskaniem poparcia Zachodu z dwóch powodów. Po pierwsze jego partia jest nastawiona bardziej na współpracę z częścią rosyjskiej sceny politycznej, niż na współpracę z Europą. Po drugie miałby on gorszy punkt startowy. Nazwisko Milinkiewicza nie tylko weszło do krwioobiegu politycznego, ale także jest rozpoznawane przez opinie publiczną - argumentuje Bogdan Klich, poseł do Parlamentu Europejskiego, który przewodniczy delegacji ds. kontaktów z Białorusią.
Liderowi Ruchu „Za wolność" oponenci zarzucają z kolei, że został namaszczony przez Polskę i wyłącznie temu wsparciu zawdzięczał swoja pozycję. W chwili rozłamu decydujące może okazać się wsparcie Zachodu. Polska będzie nadal wspierać Milinkiewicza.
- W latach 80. w Ameryce nie było dyskusji, czy wesprzeć Wałęsę, czy może obóz reformatorski w ramach partii. Jak się ma jasne cele polityczne i jest się konsekwentnym, to zbierze się w końcu dobre owoce - mówi Paweł Kowal, wiceminister spraw zagranicznych, zajmujący się sprawami wschodnimi.
Samo wsparcie z zewnątrz to jednak zdecydowanie za mało. Do walki z reżimem konieczna jest pomoc społeczeństwa. Bez jedności i wspólnego działania bardzo trudno będzie ją uzyskać. Nowym liderom opozycji nie brakuje jednak dobrego samopoczucia Anatolij Lewkowicz, jeden z wybranych na kongresie współprzewodniczących przekonuje: - Do tej pory były trzy ośrodki decyzyjne wobec Białorusi: USA, Rosja i Unia Europejska. Teraz dołączył do nich czwarty. Jest nim zjednoczona opozycja, która osiągnęła na kongresie założone cele.
Współpraca: Sergiej Martselev.
Autor jest dziennikarzem "Życia Warszawy".
WIĘCEJ
- Ludzie się budzą
Rozmowa (11-03-2006) z Aleksandrem Milinkiewiczem, opozycyjnym kandydatem na prezydenta Białorusi. - Zegar jednak tyka
Europa właśnie (25-03-2006) się dowiedziała, gdzie leży Mińsk. - Kochany Baćka
Białorusini nigdy nie interesowali się nadmiernie polityką. Takie mają usposobienie: mówi się, że nie lubią wychylać głowy z kapusty. Być albo nie być dyktatury bardziej dziś zależy od stanu gospodarki niż od działań opozycji i wolnych mediów. - Imperium z puzzli
Dla większości Rosjan Związek Radziecki to była po prostu Rosja, potężna, niezwyciężona, cywilizująca mniej rozwinięte narody. Czy Rosjanie już przestali myśleć o Związku Radzieckim w kategoriach ojczyzny? Czy jego dawni obywatele, dziś w samodzielnych lub zwasalizowanych państwach, to dla Rosjan swoi czy obcy?