Poplątane języki
„Rosja coś szykuje”. Czy w Mołdawii Putin także przejdzie od słów do czynów
Sprawy wyglądają groźnie. Ceny szybko rosną, nastroje kuleją, sytuacja geopolityczna niepewna, na ulicach protesty – w znacznej części animowane przez Partię Szor, otwarcie prorosyjską. W dodatku ukraiński wywiad przekazał mołdawskiej prezydentce Mai Sandu informacje o rosyjskich planach przeprowadzenia w Mołdawii zamachu stanu. Mają go dokonać właśnie prorosyjskie partie inicjujące protesty. Oraz najemnicy z Bałkanów, z Serbii tradycyjnie sympatyzującej z Rosją, może z Czarnogóry.
W tym trzymilionowym kraju panuje więc nastrój lekkiej psychozy, o czym przekonała się nie tak dawno temu grupa serbskich kibiców, których nie wpuszczono do Mołdawii na mecz. Podejrzenie celników wzbudziło nie tyle to, że kibice wybierali się na terytorium separatystycznego i prorosyjskiego półmilionowego Naddniestrza, tam bowiem znajduje się największy w całym kraju stadion piłkarski drużyny Sheriff z Tyraspola (stolicy Naddniestrza), co fakt, że mecz tak czy owak miał odbywać się bez widowni. A w kontekście ukraińskich rewelacji o serbskich najemnikach taka wizyta kibiców z tego kraju w prorosyjskim, nieuznającym władzy Kiszyniowa regionie faktycznie wyglądała dziwnie. Tym bardziej że w sieciach społecznościowych odgrażali się, że „ustasze (serbscy nacjonaliści) przyjadą i do Kiszyniowa”.
Ci spalili, tamci rządzili
Wszystko to wydaje się mocno niepokojące. Tym bardziej że protestujący w stolicy co chwila chcą blokować rządowe budynki w centrum miasta i rozbijać namiotowe miasteczka. Rosja, próbując zainstalować w Kiszyniowie przyjazny sobie rząd, najpewniej sięgnęłaby po ludzi Ilhana Szora, urodzonego w Izraelu mołdawskiego polityka i oligarchy zamieszanego w finansowe skandale i związanego z Kremlem. Ale Szor to niejedyna siła w Mołdawii, która mogłaby doprowadzić do zmiany władzy.