Stany Zjednoczone dostarczą Ukrainie kolejną transzę pomocy wojskowej, tym razem o wartości 400 mln dol. – ogłosił sekretarz stanu Antony Blinken. Amerykańska pomoc militarna dla Kijowa od początku wojny przekroczyła już 32 mld dol. Kongres uchwalił ją w trybie wydatków pilnych, supplemental appropriations, w większości z budżetu Pentagonu i częściowo (ok. 10 proc.) Departamentu Stanu. To de facto pomoc bezzwrotna. Jak mówi były ambasador Daniel Fried, „nikt nie oczekuje od Ukrainy spłaty tych miliardów dolarów”. Eksperci wojskowi Larry Korb, były podsekretarz stanu w Pentagonie, Michael O’Hanlon z Brookings, Ian Brzezinski z Atlantic Council podkreślają, że to są granty. W najnowszym pakiecie najważniejsze pozycje to amunicja dla mobilnych wyrzutni rakiet (HIMARS), haubic oraz 109 wozów bojowych Bradley, a także pojazdy wyposażone w rozkładane mosty, które w ciągu 3 minut można przerzucać przez węższe rzeki, wąwozy i okopy nieprzyjaciela.
USA dostarczają Ukrainie dwa razy więcej broni i sprzętu niż pozostałe państwa NATO, ale w najnowszej transzy pomocy wciąż nie ma tego, o co Ukraińcy proszą najbardziej – samolotów F-16 i rakiet dalszego zasięgu (ponad 160 km). Chociaż wielu emerytowanych generałów i polityków w Kongresie wzywa do wysłania Ukraińcom „wszystkiego, czego potrzebują do zwycięstwa”, administracja Bidena odmawia, tłumacząc, że postulowane rodzaje broni grożą eskalacją konfliktu. Waszyngton, pragnąc porażki Rosji, jednocześnie panicznie się jej obawia.
Tymczasem w Ameryce mnożą się sygnały słabnięcia poparcia dla Kijowa i sugestie, by doprowadzić do pokoju, choć byłoby to możliwe jedynie w drodze nacisku Zachodu na prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, by pogodził się z utratą części terytorium kraju.