Wizyta prezydenta Xi Jinpinga w Moskwie była przełomowa dla wizerunku globalnego samych Chin, choć przecież miała przysłużyć się przede wszystkim Władimirowi Putinowi. Xi przybył z wyczekiwanym przez Putina pocieszeniem po roku nieudanej wojny, a wyjechał z kontraktami i umowami na surowce. Towarzyszyła temu świadomość, że Chiny o kilka długości wysforowały się przed Rosję pod względem technologii informatycznych, sztucznej inteligencji i innowacyjności. Potrzebują tylko rzeczy tak prostych jak ropa i gaz, których Rosja nie ma komu sprzedawać.
Wizyta obnażyła drugorzędne miejsce Kremla – Biały Dom nazwał ją odwiedzinami u „młodszego partnera”. Xi Jinping udowodnił przy tym, że Chiny zajmują asertywne miejsce w polityce globalnej i zerwały ze skrywaniem swojej siły dyplomatycznej. Wizyta nastąpiła chwilę po tym, jak Chińczycy patronowali porozumieniu Iranu z Arabią Saudyjską. Zachowują zatem cenną umiejętność wpływania na wschodnią Europę, na Azję i na Bliski Wschód. A przynajmniej pozorowania wpływów.
Plan pokojowy dla Ukrainy, który Xi przedstawił, był celowo sztampowy i nierealistyczny. W takim momencie, po masakrach w Buczy i Irpieniu, zapewniać o przestrzeganiu przez Rosję i Chiny zasad Karty ONZ? A jednak Putin z radością przyjął ten plan i kiwał z uznaniem głową nad konstruktywną rolą Chin w światowym pokoju. Xi świadomie lub bezwiednie podkreślił przy okazji izolację „drogiego przyjaciela Władimira” kilka dni po oskarżeniu go przez Międzynarodowy Trybunał Karny (piszemy o nim na s. 60) o zbrodnie wojenne. Jaką cesarską łaskę okazał chiński przywódca, zapraszając Putina do złożenia wizyty w Pekinie! Naturalnie, żadne sankcje mu tam nie zagrożą!
Xi wyjechał z Moskwy bez znaczącego gestu, jakim byłoby ogłoszenie pomocy wojskowej dla Rosji.