Ana Correa, lat 47: – Musisz wiedzieć, że w Argentynie wkręceni w piłkę są nie tylko faceci, o nie! Ana to jedna z założycielek ruchu obrony kobiet przed przemocą domową i autorka głośnej książki „Wszystkie jesteśmy Belen”, manifestu na rzecz wolnej aborcji. – Kocham Messiego i całą tę drużynę. A po chwili dodaje: – Z wyjątkiem Rodriga de Paula.
De Paul rozstał się z żoną, znaną modelką, z którą ma dwójkę dzieci, co ze szczegółami opisały brukowce. Piłkarz znalazł sobie nową narzeczoną niemal w momencie narodzin młodszego syna. Po triumfalnym powrocie mistrzowskiej drużyny do Buenos Aires – inaczej niż koledzy – De Paul nie pokazał się z dziećmi.
Messi, cudowny mąż i tata trzech chłopców, to inna bajka. To właśnie Ana zrobiła sobie na udzie tatuaż przedstawiający idola Argentyny – podkreślmy: idola mężczyzn i kobiet.
Mamy króla
Spojrzenie wstecz. – Wszystko w Argentynie szło źle – opowiada Eduardo de Miguel, 60-letni dziennikarz. – Kryzys gospodarczy, polaryzacja polityczna, jak w Brazylii czy USA za Trumpa. Potem pandemia, a teraz jeszcze wojna w Europie. Jedyna dobra rzecz, jaka mogła nam się przytrafić, rozgrywała się na boiskach piłkarskich. Cała Argentyna zwróciła oczy w stronę Kataru [w listopadzie i grudniu odbywał się tam mundial].
Eduardo oglądał mecze sam. Po pierwsze dlatego, że – ze względu na różnicę czasu – rozgrywano je w argentyńskie poranki, najpóźniej popołudnia. Po drugie, miał dość kłótni – cała Argentyna jest pokłócona – a mecze to zawsze słowne bijatyki o to, kto źle zagrał, co nie wyszło i dlaczego. Po pierwszym meczu, przegranym z Arabią Saudyjską, zanosiło się na to, że Argentyna znowu obejdzie się smakiem.