Jeszcze w niedzielę wieczorem wydawało się, że Mitsotakis zgarnie całą pulę. Szacunkowe wyniki wskazywały, że Nowa Demokracja ma spore szanse zdobyć dość mandatów, by stworzyć rząd bez partnerów koalicyjnych. Piątkowe badania opinii dawały partii 38 proc., przy 29 proc. poparcia dla jej największego rywala, lewicowej Syrizy Alexisa Tsiprasa. Ostatecznie rządzącej Grecją od 2019 r. formacji udało się zgromadzić niecałe 41 proc. głosów, co przełożyło się na 145 mandatów. O sześć za mało, by stworzyć jednopartyjny rząd – i o 13 mniej niż w poprzedniej kadencji.
Grecki węzeł gordyjski
Mimo to wynik Nowej Demokracji można uznać za sukces, biorąc pod uwagę cały szereg problemów, z którymi Grecja borykała się w ostatnich latach. Do recesji wywołanej pandemią, zastoju turystycznego i skandali korupcyjnych doszły tematy związane z migracją, bezpieczeństwem, klimatem i nielegalnym podsłuchiwaniem dziennikarzy. To na te ostatnie kwestie wskazywał w kampanii Tsipras, były premier, bohater sporów z Berlinem i Brukselą w czasie wielkiego kryzysu gospodarczego w Grecji w latach 2014–16. Zagraniczne media spodziewały się znacznie lepszego wyniku lewicy, również z powodu rosnącej inflacji (na koniec 2022 r. wynosiła prawie 10 proc.) i coraz wyższych kosztów życia.
Mitsotakis dowiózł do mety zwycięstwo głównie z powodu obietnicy zaostrzenia polityki migracyjnej. To za jego rządów Ateny przymusiły Unię Europejską do zwiększenia wydatków na tymczasowe obozy dla uchodźców i centra obsługi azylantów.