Poszukiwania turystów z wraku „Titanica” trwają. Ale czy są jakieś szanse, by ich uratować?
Wrak „Titanica”, odkryty w 1985 r., znajduje się ok. 600 km na wschód od wybrzeży kanadyjskiej prowincji Nowa Fundlandia i ponad 1 tys. km od terytorium Stanów Zjednoczonych. Ekipa poszukiwaczy przygód, która wypłynęła w weekend eksplorować pozostałości statku, zeszła na dno za pomocą niewielkiej łodzi podwodnej, niebędącej jednak w pełni niezależną jednostką pływającą. W odróżnieniu od typowych okrętów tego typu, jakimi dysponują marynarki wojenne, ten nie posiada wystarczająco silnego źródła energii, by samodzielnie długo poruszać się pod powierzchnią wody – potrzebuje czegoś na kształt statku-matki, z którego jest opuszczany i z którym nawiązuje kontakt, gdy rejs jest zakończony. Firma OceanGate, która jest operatorem wycieczek do wraku „Titanica”, podaje, że zaginiona jednostka ma 6,7 m długości i może maksymalnie zabrać na pokład pięć osób na 96 godz. Z przodu ulokowane jest wielkie okno umożliwiające oglądanie obiektów znajdujących się przed statkiem, wyposażonym również w reflektory, sonar i aparaturę komunikacyjną. To właśnie ten ostatni element konstrukcyjny bywa najbardziej zawodny, nie tylko przy zejściach do „Titanica”. Podobne operacje wykonuje się na całym świecie w celach turystycznych, ale też badawczych – ich uczestnicy podkreślają, że wystarczy sztorm na powierzchni, żeby komunikacja z macierzystym statkiem została zerwana.
Czytaj także: Dzieje zatopionej „Laconii”.