Świat

Francja bez Afryki

Francja bez Afryki. Dlaczego Afrykanie z Sahelu bardziej cenią Putina niż Macrona

„Niech żyje Rosja, niech żyje Niger i Nigeryjczycy” – zwolennik rządzącej w Nigrze junty z transparentem w kolorach rosyjskiej flagi, Niamey. „Niech żyje Rosja, niech żyje Niger i Nigeryjczycy” – zwolennik rządzącej w Nigrze junty z transparentem w kolorach rosyjskiej flagi, Niamey. Sam Mednick/Associated Press / East News
Putin obrońcą cudzej suwerenności! Cóż, dystans geograficzny krajów od Rosji sprzyja ślepocie ich przywódców. Trudno się dziwić, że tak wiele krajów afrykańskich odwraca oczy od wojny rosyjskiej w Ukrainie.
Lech Mazurczyk

„Precz z Francją”, „Francja złodziejka Afryki” – takie hasła pojawiły się wśród demonstrantów popierających juntę wojskową w Nigrze, która uwięziła dotychczasowego prezydenta. Junta konsoliduje władzę, odmawia dialogu z wysłannikami międzynarodowych organizacji. Niger liczy 25 mln mieszkańców i mimo że dysponuje 7 proc. światowych złóż uranu, jest najbiedniejszym krajem kontynentu, w dodatku przeżył klęskę suszy i głodu. I trawi go ta sama gorączka dżihadu, co sąsiednie kraje – Mali i Burkina Faso. To samo było tam wcześniej.

W Burkina Faso do wojskowego zamachu stanu doszło niemal rok temu i – tak jak jeszcze wcześniej w Mali – nowa ekipa żąda wyniesienia się francuskich wojsk, które pomagały legalnym władzom walczyć z dżihadystami. A podsycanie niechęci czy nawet wrogości do Francji wydaje się juntom wojskowym dobrą metodą pozyskiwania poparcia mieszkańców. Ponadto kraje Sahelu stopniowo ogarniają emocje polityczne znanej i u nas w Europie polityki tożsamościowej. A dodatkowo także wojny kulturowej, widzianej jako obrona tradycyjnych wartości przed zgnilizną moralną Zachodu. Zapadła w pamięć brutalna operacja Boko Haram – porywania dziewczynek pod hasłem „nie dla zachodniej edukacji”. To trochę gdzie indziej, ale podobne w treści.

Strefa Sahelu to długi na 5,4 tys. km pas wzdłuż 16. równoleżnika na południowych obrzeżach Sahary, od Senegalu nad Atlantykiem po Erytreę nad Morzem Czerwonym. Region ważny nie tylko dla Francji, ale też dla całej Europy; dotychczasowe władze w Niamey, stolicy Nigru, od 2016 r. współpracowały z Unią, by powstrzymać czy choćby ograniczyć emigrację mieszkańców na nasz kontynent. Wiadomo, że niepokoje i niestabilność tylko tę emigrację nasilą. Już nasiliły.

Tu paradoks: junty wojskowe sięgające po władzę powołują się na nieskuteczność walki z dżihadystami, fiasko francuskich działań militarnych.

Polityka 34.2023 (3427) z dnia 14.08.2023; Świat; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Francja bez Afryki"
Reklama