Spaleni władzą
Spalona władzą familia Michałkowów. Służyli carom, Stalinowi, teraz służą Putinowi
Nie zawsze było łatwo. Członkowie klanu często musieli dopasowywać swoje biografie do nowych czasów. Pójść na kompromis lub – gdy nastała konieczność – zrobić coś podłego. Ale miało to dla nich dobre strony. W Rosji zmieniała się władza, a familia niezmiennie opływała w zaszczyty i pieniądze.
Reżyser Putina
(Kreml, czerwiec 2022 r.)
Inwazja na Ukrainę trwa już trzy i pół miesiąca. W Moskwie elita świętuje Dzień Rosji. Nikita Michałkow, sławny reżyser, odebrał właśnie z rąk prezydenta medal „Bohatera Pracy”. A teraz przemawia, komplementuje Władimira Putina: „Przejął Rosję na skraju przepaści, potrafił odbudować, umocnić. A dziś – też dzięki niemu – powstaje nowa, jeszcze lepsza ojczyzna. Tam na Donbasie rodzi się też nowa elita”.
W końcu laureat porusza wątek osobisty: „Stoję tutaj, a tam za ścianą, w 1615 r. mój przodek Konstantin Michałkow był strażnikiem pieczęci państwowej na dworze Michała Fiodorowicza, pierwszego z dynastii Romanowów”. Prezydent kiwa z uznaniem głową, choć zauważa, że akurat w jego rodzinie przeważali chłopi i robotnicy.
To nic. Michałkowom przeszłość i pochodzenie władców Rosji nigdy nie przeszkadzały. Zresztą Nikita dawał temu wyraz wielokrotnie, m.in. nazywając Putina – zwykłego oficera KGB przecież – „Wasze Wysokopriewoschoditielstwo” – co jest odwołaniem do tytułu z tabeli rang urzędniczych jeszcze z czasów Piotra I. Putin dobrze to zapamiętał. Jak i to, że ze szlacheckością rodziny Michałkowów też bywało różnie. Choć niepodważalna, to przecież znikała, to znów pojawiała się w oficjalnych życiorysach. Zależało jak wiał wiatr historii.
Zaś Konstantin Michałkow – co potem wyjaśnili dziennikarze – wcale nie był u cara strażnikiem pieczęci, ale pościelowym.