Katar Ameryki
Gujana to Katar Ameryki. Ściąga biznes, ma wrogów. 2024 rok może należeć do niej
Gujana to mniej niż 70 proc. Polski – pod względem obszaru. A mieszka w tym kraju tylu ludzi, co w Krakowie. Wciśnięte między Wenezuelę, Surinam i Brazylię państwo jeszcze całkiem niedawno było regionalnym biegunem biedy – na początku lat 90. prawie połowa jego ludności żyła poniżej progu ubóstwa. A dziś Gujana jest na dobrej drodze, aby stać się południowoamerykańskim Katarem.
Koalicja wiertnicza pod przywództwem ExxonMobile, czyli największej naftowej firmy Ameryki, odnalazła u wybrzeży Gujany skarb szacowany na ponad 11 mld baryłek ropy – po dzisiejszej cenie to z grubsza bilion dolarów. A Chevron, amerykański numer 2, kupił w zeszłym miesiącu za 53 mld dol. 30 proc. udziałów w gujańskim znalezisku.
Ów skarb działa więc już jak magnes. Georgetown, stolicę Gujany, łączą kilka razy dziennie bezpośrednie loty z Nowym Jorkiem i Miami. W miejscowym hotelu Marriott pokój dwuosobowy kosztuje 700 dol. za noc, a w ofercie nowych supermarketów znalazły się najlepsze żeberka z Teksasu.
ExxonMobile i Chevron prześcigają się w umizgach do społeczeństwa i rządu Gujany. Obiecują pracę i tańszy prąd dzięki planowanej elektrowni, zasilanej gazem ziemnym z przybrzeżnych złóż. Finansują konferencje na temat roli kobiet, warsztaty z zakresu przedsiębiorczości i lokalne grupy ekologiczne. Zapewniają, że pracują z władzami kraju nad tym, aby Gujana nie padła ofiarą tzw. klątwy surowcowej – sytuacji, w której nagle odkryte bogactwo staje się przekleństwem, bo prowadzi do atrofii części lokalnej gospodarki, korupcji, dramatycznego wzrostu nierówności i zapaści instytucji.
Przykładów Gujana nie musi szukać daleko. Sąsiadująca z nią Wenezuela, szczycąca się największymi na świecie rezerwami ropy naftowej (300 mld baryłek), jest dziś symbolem chaosu i wszystkich możliwych nieszczęść.