Tydzień na traktorach
Tydzień na traktorach. Rolnicy w Berlinie protestują bardzo „po niemiecku”
Cały ubiegły tydzień rolnicy protestowali na autostradach i ulicach największych niemieckich miast, trąbiąc i blokując ruch. Kulminacja nastąpiła w poniedziałek, gdy zjawili się w centrum Berlina.
Wszystko jednak robili „po niemiecku”. Nie było rozbijania sklepowych szyb i palenia samochodów, a przestrzeganie zgłoszonych na policji godzin protestu i jego obszaru oraz sprzątanie po sobie. Nie zmienia to jednak faktu, że Niemcy są w nastroju wybuchowym. Po kilku dniach do rolników przyłączyli się maszyniści, od piątku zastrajkowali rybacy, protest zapowiedzieli już piloci.
Powodem tego niemieckiego gniewu pośrednio jest wojna w Ukrainie, a konkretniej to, że zachwiała ona zorientowanym na eksport niemieckim modelem gospodarczym, opartym na tanich surowcach energetycznych z Rosji. Bezpośrednią przyczyną była jednak przedświąteczna decyzja rządu federalnego, aby zlikwidować rolnikom dwie ulgi. Pierwsza z nich, jeszcze z 1922 r., znosiła podatek od maszyn rolniczych. Druga – zwracała im ponad 20 eurocentów za każdy zakupiony przez nich litr oleju napędowego do zastosowania rolniczego.
Powyższe cięcia wzięły się z nagłego braku pieniędzy w niemieckim budżecie. A zaczęło się od tego, że rząd federalny chciał przeznaczyć 60 mld euro na zieloną transformację energetyczną (ucieczka od rosyjskiej ropy i gazu). Tyle że owe pieniądze miały pochodzić z awaryjnej pożyczki, którą Berlin – poza budżetowymi limitami – zaciągnął na walkę z covidem i ostatecznie nie wydał. W listopadzie Trybunał Konstytucyjny uznał jednak, że to złamanie ustawy zasadniczej. I nagle w niemieckim budżecie pojawiła się wielka dziura – likwidacja licznych ulg, m.in. dla rolników, miała być jednym ze sposobów na jej zasypanie.
Średnio to wyszło.