Pogrzeb opozycjonisty stał się manifestacją przeciw wojnie i putinizmowi. Takiego tłumu przeciwników władzy Moskwa nie widziała od lat. Przed cerkwią w dzielnicy Marjino ludzie zbierali się 1 marca od rana, by oddać hołd Aleksiejowi Nawalnemu. Natomiast władze najpierw długo nie wydawały ciała rodzinie, a potem domy pogrzebowe odmawiały organizacji pochówku. Prokremlowskie media milczały o uroczystościach. Świątynia była otoczona przez oddziały policji. Nie powstrzymało to tysięcy Rosjan. Tłum przed cerkwią skandował nazwisko opozycjonisty. Krzyczano: „Putin zabójca”, „Rosja będzie wolna”, „Nie dla wojny”. Potem ludzie ruszyli za trumną na odległy o dwa kilometry cmentarz. Stali w długiej kolejce, czasem po siedem godzin, by złożyć kwiaty. Na pogrzebie była Ludmiła Nawalna, matka opozycjonisty. Żona Julia ze względów bezpieczeństwa wraz z dziećmi przebywa za granicą.
Nawalny był nieprzejednanym przeciwnikiem reżimu Putina. Piętnował korupcję i nadużycia władzy. 16 lutego władze poinformowały o jego śmierci w kolonii karnej za kręgiem polarnym. W ciągu trzech lat za kratkami podupadł na zdrowiu – trzymano go w karcerach, odmawiano pomocy medycznej. W rezolucji Parlamentu Europejskiego jego śmierć nazwano zabójstwem, za które odpowiada Władimir Putin.
Sam Putin, dzień przed pogrzebem, wygłosił doroczne orędzie, ale o Nawalnym nie wspomniał. Przekonywał natomiast, że „specjalną operację wojskową” w Ukrainie popiera absolutna większość obywateli. Jako głównego przeciwnika wskazywał Zachód. Oburzał się, że NATO chce jakoby wysyłać wojsko do Ukrainy. Taki ruch, groził, może skończyć się wojną nuklearną. Poza tym skupił się na obietnicach socjalnych. Zapowiedział wypłaty dla rodzin wychowujących dzieci i dla seniorów.