Polskie potyczki
Zaczynaliśmy z pozycji petenta. Krótka historia ćwierćwiecza Polski w NATO
Dołączyliśmy do NATO z pozycji petenta. Z niezgrabną, źle utrzymaną muzealną armią, którą szkolono i uzbrojono według sowieckich wzorów. W 1999 r. uzupełniono ją jeszcze w większości w trybie poboru, dziś nadal obowiązującego, choć zawieszonego – ostatni raz z tego rozdzielnika wcielano w 2008 r. Od początku członkostwa chodziło o zerwanie z przekleństwem zapóźnionych peryferii. Jedną z dróg było uczestnictwo w natowskich misjach, z pierwszą w Kosowie, z 800 żołnierzami z 18. bielskiego batalionu desantowo-szturmowego.
Po wejściu do NATO wojsko polskie brało udział w manewrach i misjach w kilkunastu państwach. Z niebojowymi wyjątkami, jak patrolowanie przestrzeni powietrznej Islandii po wybuchu jednego z wulkanów. Przez takie ekspedycje przewinęło się ponad 75 tys. osób. Areną działań były niebezpieczne państwa odległe – Afganistan, Irak i Republika Środkowej Afryki; patrolowano obszary morskie – Morze Czarne, Śródziemne, Północne, Norweskie, otwarty Atlantyk i oczywiście Bałtyk. Ze znaczną intensywnością Polacy pojawiali się głównie w stabilizacyjnej roli na Bałkanach (Kosowo, Bośnia i Hercegowina, Macedonia Północna, Grecja) i w państwach bałtyckich, by cyklicznie wspierać lokalne siły powietrzne, u Bałtów bardzo ograniczone.
Przywództwo polityczne starało się udowodnić sojuszniczą przydatność Polski, stąd pójście z Ameryką na jej duże wojny. Zwłaszcza Irak zmusił rząd w Warszawie do wyboru strony ówczesnych podziałów strategicznych. Jeden obóz – z Wielką Brytanią, Hiszpanią i Włochami oraz z tzw. nową Europą, od niedawna w NATO i wchodzącą właśnie do Unii Europejskiej – wspierał Amerykę. Drugi, z Niemcami, Francją i Rosją, był interwencji nad Eufratem i Tygrysem przeciwny. To wtedy francuski prezydent Jacques Chirac głosy m.