Była to reakcja na inicjatywę niemieckiego ministerstwa środowiska, aby w ramach ochrony ginących gatunków zaostrzyć przepisy dotyczące sprowadzania egzotycznych trofeów myśliwskich. A akurat niemieccy myśliwi polujący w Afryce są najliczniejsi w Unii. Botswana z kolei ma najwięcej słoni na świecie, populacja rozrosła się do 130 tys. osobników, a sukcesy w ochronie gatunku zamieniły się w piętrowe kłopoty z nadmiarem. W największym Parku Narodowym Hwange żyje obecnie 55 tys. słoni. Aby utrzymać biorównowagę, powinno ich być nie więcej niż 15 tys. Tak jest wszędzie: słonie niszczą zbiory, ogałacają przyrodę (dorosły osobnik potrzebuje dziennie 200 litrów wody i 200 kg liści i kory), bywają agresywne i dochodzi do śmiertelnych wypadków. 8 tys. słoni udało się podarować Angoli, Mozambikowi – 500, ale to kropla w morzu. Po pięciu latach zakazu przywrócono zgody na polowania (ok. 300 rocznie), to zresztą świetny interes, ale najpierw był covid, a teraz Europa planuje restrykcje. A podobno bez trofeum, które można zabrać do domu, polowanie traci sens.
Stąd ta nerwowość prezydenta Masisiego, który działa pod silną presją farmerów i okolicznej ludności. A dodatkowo, poza bliskimi sąsiadami, nie znajduje zrozumienia w Afryce, gdzie górę bierze stanowisko Kenii, iż każde złagodzenie restrykcji stanowi bezpośrednią zachętę dla kłusowników. Botswana chciałaby upłynnić olbrzymie zapasy kości słoniowej, ale i tu nikt nie chce pójść na rękę. Nic dziwnego, że kiedy przy trofeach zaczął też niedawno majstrować brytyjski parlament, rzucono pomysł, aby 10 tys. słoni przetransferować do Hyde Parku – niech londyńczycy przekonają się na własnej skórze, na czym polega skala problemu.