Wreszcie jest: po półrocznej blokadzie pomocy dla Ukrainy przez prorosyjskich izolacjonistów z Partii Republikańskiej Izba Reprezentantów przyjęła ustawę o jej kolejnej transzy, wartości 61 mld dol. Na dniach zatwierdzi ją Senat i podpisze Joe Biden.
Uchwalone fundusze pozwolą wysłać Ukraińcom dramatycznie potrzebną broń i sprzęt, przede wszystkim amunicję do obrony powietrznej. Łatwo zrozumieć wściekłość Kremla – Kongres nie tylko rzucił im koło ratunkowe, ale i upoważnił prezydenta do przejęcia, w poczet pomocy dla Kijowa, 5 mld dol. w rosyjskich aktywach zamrożonych w ramach sankcji w amerykańskich bankach.
Głównym autorem przełamania impasu jest republikański przewodniczący Izby Mike Johnson. Ten nieznany do niedawna, uchodzący za spikera z przypadku ultrakonserwatywny polityk, ulegając frakcji America First w GOP, głosował poprzednio przeciw pomocy dla Ukrainy i nie dopuszczał do głosowania nad wspomnianym pakietem, uchwalonym już dawno przez Senat i obejmującym także pomoc dla Izraela i Tajwanu. Z czasem dał się jednak przekonać kolegom z mainstreamu swojej partii, że stawką jest obrona Europy i całego Zachodu przed rosyjskim imperializmem. Znalazł sposób przeforsowania funduszy dla Kijowa przez głosowanie nad nimi osobno i przeciągnął na swoją stronę wahających się korektami do ustawy, jak zapis, że ekonomiczna pomoc będzie pożyczką. Ustawa przeszła głosami Demokratów i niecałej połowy Republikanów.
Ekstremiści z republikańskiej „partii Putina” pod wodzą Marjorie Taylor Greene grozili Johnsonowi, że jeśli zezwoli na pomoc dla Ukrainy, utraci prestiżowe stanowisko, co nowe, wprowadzone w 2023 r. reguły gry w Izbie ułatwiają. Przewodniczący się nie ugiął, dzięki czemu dla niektórych komentatorów został bohaterem na miarę Churchilla.